środa, 24 stycznia 2018

Biegowe podsumowanie roku 2017

Miałam się brać za podsumowanie listopada i grudnia... Ale z racji tego, że te dwa miesiące zbyt wiele nie wniosły, postanowiłam od razu napisać biegowe podsumowanie roku 2017. Z perspektywy fotela, bo moje biegowe buty leżą na półce i się kurzą... Ale o tym na końcu :)



Biegowy rok 2017 był najbardziej rozbieganym rokiem w mojej karierze. Dużo trenowałam, startowałam, zmieniłam dietę i zaliczyłam dwie kontuzję. Przebiegłam maraton, cieszyłam się bieganiem, czasami wkurzałam... Ale biegowo był to niesamowicie pozytywny rok. Będę go wspominać z uśmiechem :)

W sumie w 2017 roku przebiegłam 1607 km, w tym 270 km na zawodach. Startowałam na każdym dystansie od 5 km do maratonu. I na każdym dystansie udało mi się ustanowić nową życiówkę :)


Początek roku stał pod hasłem maraton. Skupiałam się tylko i wyłącznie na planie maratońskim, biegając dużo i wolno. Częściowo na delegacji w Czechach, częściowo w Krakowie. Wydawało mi się, że rezultaty treningu są kiepskie, że wcale się nie poprawiam. Po drodze wystartowałam tylko w Półmaratonie Marzanny, gdzie zupełnie nie nastawiałam się na wynik, a przebiegłam bez większego wysiłku poniżej 2 godzin, poprawiając troszkę życiówkę. Zwieńczeniem przygotowań był start w Gdańsk Maratonie. Radość, emocje, masa endorfin. W całości przebiegnięty maraton, bez prawdziwej ściany, w bardzo zadowalającym czasie. Opłacało się ciężko harować przez te trzy miesiące :)

Po maratonie za szybko wybrałam się na cięższy trening i dopadł mnie ITBS. Na początku nie mogłam chodzić, ale dwa tygodnie później stawiałam pierwsze biegowe kroki. Dość szybko wróciłam na biegowe ścieżki i zaczęłam trenować prędkość, czyli coś, czego podczas treningu maratońskiego nie ćwiczyłam prawie wcale. 

Zaczęliśmy z Wojtkiem startować co tydzień, na krótkich dystansach. Ohoho, ile tego było ;) Z takich, które bardziej zapadły mi w pamięć był z pewności Raz Kozie Bieg w Dobczycach i moje pierwsze podium, w kategorii wiekowej. Kompletnie się nie spodziewałam ;)



Wakacje nie były specjalnie pracowite. Nadal nie potrafię biegać w upale. Muszę się do tego strasznie zmuszać i mam wrażenie, że moje mięśnie są wtedy strasznie słabe ;) Na początku września jednak okazało się, że przez wakacje coś tam wyćwiczyłam i jak się tylko ochłodziło, ruszyłam z torpedą.

Zrobiłam sobie test na 5 km, na którym pobiłam życiówkę. Okazało się, że potrafię biegać poniżej 5 min/km i to nie tylko na interwałach. Miałam parę udanych startów, takich jak 4Rest Run albo Bieg Trzech Kopców, który to poszedł mi moim zdaniem świetnie. Niestety po Biegu Trzech Kopców zaczęło mnie dopadać przeciążenie kolana. Na Półmaraton Królewski miałam ambicje i plan, skończyło się na powłóczeniu nogami do mety (znowu ten upał...). Pod koniec października wystartowałam jeszcze w górach, na Biegu o Złotą Szyszkę. Miałam przed sobą jeszcze jeden ważny start - Czechowicki Bieg Niepodległości. Na ostatnim mocnym treningu przez Biegiem Niepodległości znowu poczułam kolano. Przebiegłam czechowicką dyszkę, meldując się na mecie z życiówką i wybrałam się na roztrenowanie. I chciałam dać odpoczynek kolanu.


Wróciłam z początkiem grudnia. Charytatywnie wystartowaliśmy w Biegu Mikołajkowym w Brzesku. Po biegu znowu to kolano. Toteż grudzień był dla mnie przeplatany, raczej nie-biegowy. 31 grudnia wystartowałam jeszcze w Krakowskim Biegu Sylwestrowym. To już tradycja :)


Od tego czasu nie miałam na sobie butów biegowych. Stwierdziłam, że bez sensu jest drażnienie kolana, potem tydzień odpoczynku, kolejny bieg i tak w kółko. ITBS to cholerstwo, ale może w końcu odkryję prawdziwą przyczynę, dlaczego ciągle mnie męczy i się tego pozbędę. Na chwilę obecną mocno pracuję nad wzmocnieniem mięśni i mam nadzieję, że to będzie to. Chciałabym spróbować pobiegać już w lutym, może za dwa tygodnie. Nie mogę się doczekać. I mam nadzieję, że będzie to bieg bez bólu, planuję bardzo ostrożny powrót. Zapewne rok 2018 nie będzie tak rozbiegany jak jego poprzednik. Nie pobiegnę też niestety kwietniowego maratonu. Nie mam jednak czasu na zmartwienia i smuty z tego powodu, bo zajęta jestem czymś innym, ważniejszym niż bieganie ;) 

Nie oznacza to, że nie mam planów biegowych na rok 2018 :) Z najbliższych planów, planuję start w Biegu Walentynkowym z moją szybko biegającą Połówką. Miałabym chrapkę na Półmaraton Żywiecki, ale to raczej za długi dystans dla niepewnego kolana. Na jesień planuję spełnić jedno z moich marzeń - start w Łemkowynie, na dystansie 30 kilometrów. Nie mogę się doczekać :) 

Mam nadzieję, że wyciągnę wnioski z moich kontuzji i zawsze będę pamiętać o silnych mięśniach i rozgrzewce. Jak dojdę do ładu z kolanem, chcę skupić się na krótkich dystansach i podkręceniu szybkości. Na dłuższe będę mieć jeszcze czas, jak będę nieco starsza ;)

 Roku 2018, bądź (mimo wszystko) biegowo dobry!

2 komentarze:

  1. 1607 km to spokojnie trasa Warszawa-Paryż :) Gratuluję i życzę wytrwałości! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, życzymy więcej biegów, mniej kontuzji i mnóstwa radości w 2018.

    OdpowiedzUsuń