Pamiętam, jak parę lat temu zaczęłam biegać. Nie miałam komu opowiadać o treningu, zawodach, gadżetach... Tyle forsy wydać na zegarek biegowy? Nikt z mojego otoczenia nie biegał, więc nikt tego nie rozumiał. Wojtek się wkurzał, bo zamiast jechać w góry, zapisałam się na półmaraton. Zmarnowany weekend! Na wiadomość, że chcę przebiec maraton, mama próbowała mnie namówić, żebym to sobie jeszcze przemyślała, bo przecież zrobię sobie krzywdę...
Na szczęście to już przeszłość :) Najpierw poznałam Anię z dłuższym stażem biegowym i startowym ode mnie, potem zaczął biegać Wojtek, a dalej to już się posypało. Efektem tego chociażby jest fakt, że w pewien wrześniowy weekend stanęliśmy na starcie niepołomickiego 4Rest Run'u ekipą Forum Górskiego Świata. Ja, Wojtek, Bartek i drugi Wojtek w zastępstwie za Anię :)
4Rest Run to dość nietypowa impreza biegowa, w której liczy się tylko suma czasów zawodników. Wystartować można tylko czteroosobowym zespołem. Jak dla mnie dodatkowa motywacja, że biegnie się nie tylko dla siebie, ale dla pozostałych trzech osób :) Do tego bieg odbywa się w Puszczy Niepołomickiej, na dość popularnej ścieżce biegowej. Ścieżce dosłownie - większość trasy prowadzi przez leśne ścieżki.
W dzień biegu pogoda była idealna. Chłodno, niebo zachmurzone. Cała impreza zorganizowana była na polanie w Puszczy Niepołomickiej. Przy odbiorze pakietów czekała na nas mała niespodzianka - ktoś poprzekręcał nasze imiona na tyle, że każdy musiał biec z nie-swoim nazwiskiem na numerze startowym :)
Wbrew napisom na numerach startowych więc, miałam pobiec jako pierwsza. Zawodnicy startowali w odstępach 5-minutowych. Wiedziałam, że Wojtek startujący jako drugi na pewno mnie przegoni. A reszta? Może zdążę uciec :)
Przed biegiem oczywiście rozgrzewka. Temperatura idealna. Las był chłodny, uwielbiam taką aurę! Pomimo tego, że biegłam na poczet ogólnego wyniku, nawet się bardzo nie stresowałam. Pamiętałam tą trasę w wakacyjnego wybiegania i wiedziałam, że jakichś wyjątkowych prędkości nie będę w stanie na niej rozwinąć. W myślach krążyłam wokół 5:20 min/km. Po terenie, 10,5 km, powinno być realne.
3,2,1, start! Początek trochę z górki. A jak z górki, to może być trochę szybciej. Na drugim kilometrze pojawił się podbieg, którego trochę się bałam, ale poszedł gładko. Dalej już mniej więcej było trochę w górę, trochę w dół. Biegłam nieco szybciej, niż zakładałam, ale starałam się trzymać rezerwę. Jednak teren to nie asfalt i kopytka trochę bardziej się męczą :)
Jakoś na trzecim kilometrze minęła mnie torpeda, zwana Adamem Czerwińskim :) Paręnaście (parędziesiąt?) sekund za nim biegł Wojtek. Powiedziałam mu tylko, że Adam pocisnął i tyle go widziałam.
Mniej więcej na piątym kilometrze mijaliśmy polanę startową. Dziewczyny stały i kibicowały, co oczywiście dodało sił :) Przyspieszyłam.
Wbrew napisom na numerach startowych więc, miałam pobiec jako pierwsza. Zawodnicy startowali w odstępach 5-minutowych. Wiedziałam, że Wojtek startujący jako drugi na pewno mnie przegoni. A reszta? Może zdążę uciec :)
Przed biegiem oczywiście rozgrzewka. Temperatura idealna. Las był chłodny, uwielbiam taką aurę! Pomimo tego, że biegłam na poczet ogólnego wyniku, nawet się bardzo nie stresowałam. Pamiętałam tą trasę w wakacyjnego wybiegania i wiedziałam, że jakichś wyjątkowych prędkości nie będę w stanie na niej rozwinąć. W myślach krążyłam wokół 5:20 min/km. Po terenie, 10,5 km, powinno być realne.
3,2,1, start! Początek trochę z górki. A jak z górki, to może być trochę szybciej. Na drugim kilometrze pojawił się podbieg, którego trochę się bałam, ale poszedł gładko. Dalej już mniej więcej było trochę w górę, trochę w dół. Biegłam nieco szybciej, niż zakładałam, ale starałam się trzymać rezerwę. Jednak teren to nie asfalt i kopytka trochę bardziej się męczą :)
Jakoś na trzecim kilometrze minęła mnie torpeda, zwana Adamem Czerwińskim :) Paręnaście (parędziesiąt?) sekund za nim biegł Wojtek. Powiedziałam mu tylko, że Adam pocisnął i tyle go widziałam.
Mniej więcej na piątym kilometrze mijaliśmy polanę startową. Dziewczyny stały i kibicowały, co oczywiście dodało sił :) Przyspieszyłam.
Na długim odcinku wzdłuż torów poczułam już trochę zmęczenie. Trzymałam jednak tempo. Ósmy kilometr. Poczułam, że mam jeszcze siły na to, żeby przyspieszyć. Parę urwanych sekund zawsze się przyda :) No to lecimy!
Końcówka była niestety pod górkę, ale walczyłam :) Na koniec jeszcze ostatnia górka, na której mięśnie zaczęły już piec. Ale nagrodą był łagodny zbieg wprost na metę.
A za metą... Radość! Medal, rzut okiem na zegarek. Dobry czas! Chyba trochę asekuracyjnie mówiłam o tych 5:20 min/km :) Przebiegam te 10,5 km w 55:31 min. Według endo dyszkę pokonałam w 52:42 min. No nieźle - w terenie i tylko 12 sekund gorzej niż życiówka! Trzeba ją chyba w końcu oficjalnie poprawić ;)
Jak widać, nie dałam się jednak przegonić nikomu innemu niż Wojtkowi :) Bartek i drugi Wojtek wpadli na metę kilka minut później, oboje zadowoleni, z dobrymi wynikami. Można było tylko powiedzieć: dobra robota! :)
Po biegu na biegaczy czekał świetny posiłek regeneracyjny. Niestety zgapiliśmy się i do wyboru mieliśmy tylko tartę z bakaliami i żurawiną, ale i tak była dobra :) Do tego ile dusza zapragnie lanego piwka bezalkoholowego. Ogólnie to organizacja była na bardzo wysokim poziomie. Medale piękne. A w pakiecie zamiast stopięćdziesiątej koszulki dostaliśmy bidon. Fajnie, pomysłowo.
Sumaryczny czas, jako osiągnęliśmy to 3:21 h, co dało nam 26 miejsce na 124 zespoły open. I 10 miejsce na 60 zespołów w kategorii mix.
Jak widać, biegające grono Górskiego Świata ciągle się powiększa. Myślę więc, że za rok spokojnie uda nam się wystawić w tym biegu dwie drużyny :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz