poniedziałek, 29 września 2014

Rozbiegany koniec września

Dawno nie pisałam nic o bieganiu. W sumie to nie było zbytnio o czym pisać - sierpień pod względem biegania był dla mnie raczej kiepski. Lipcowe wysokie temperatury cały mi w kość, wyniki spadły i jakoś skończyła mi się motywacja (gdybym była mądrzejszym truchtaczem, pewnie bym się tym nie przejęła) - wystarczała tylko na jedno, maks. dwa biegi w tygodniu, co nie daje zbytnio nadziei na zrobienie postępów :)
Potem Norwegia, powrót i... cisza. Znowu po jednym kilkukilometrowym biegu.

Dopiero parę dni temu nastąpił przełom. Wyszłam, przebiegłam w miarę na spokojnie nieplanowaną dyszkę... I wróciłam z zacieszem i zmotywowana :)



Motywacja trwa dalej i mam nadzieję, ze to dopiero początek. Temperaturka zrobiła się jak dla mnie idealna. Ostatnio nawet udało mi się w decathlonie wyposażyć w nowe jesienne ciuszki w moim rozmiarze - byłam w szoku, bowiem krakowskie decathlony zazwyczaj świecą pustkami ;) Kto ma więc zamiar coś tam kupić, niech korzysta - póki jest :P

A do biegania oczywiście przyjemna muzyczka Future Folk - Bez zielone.



Na koniec jeszcze coś rodem z naszego akwarium, czyli krewetka Kropek ze swoim łupem wojennym ;) Ale o akwa innym razem.




czwartek, 25 września 2014

Norweski po 2 miesiącach nauki

Z racji, że dzisiaj zapisałam się na kurs, mam okazję do podsumowania mojej nauki norweskiego.
Uczę się od dwóch miesięcy. Korzystam z paru książek, rozwiązuję zadania w internecie (dostępnych jest parę norweskich podręczników - zadania i możliwość sprawdzenia odpowiedzi), uczę się tekstów piosenek. Słuchanie radia tudzież filmów nadal jest dla mnie bardzo trudne, ogólnie rozumienie ze słuchu to dla mnie największa trudność w norweskim.

Na norweski poświęcam praktycznie każdy dzień, bywały i dni, podczas których siedziałam nad nim parę godzin. Z racji, że norweski jest już moim którymś z kolei językiem obcym i studiuję filologię, wiem jak się uczyć języka. A więc moje wnioski, jeżeli chodzi o naukę:

  • nie ma czegoś takiego jak "język obcy w miesiąc". Owszem, można sobie nawalić do głowy reguł gramatycznych i zwrotów w sporej ilości i krótkim czasie, ale równie szybko będą nam z głowy wylatywać. Podczas nauki sama często powtarzam słownictwo z poprzednich lekcji - niestety w jakimś tam stopniu się je zapomina.
  • jeżeli chodzi o gramatykę, norweski jest raczej prostym językiem. To oczywiście dość subiektywne spojrzenie - porównuję z czeskim, angielskim, czy tam niemieckim. Wymowa, na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo trudna, w rezultacie jednak ma swoje reguły, od których bardzo rzadko zaobserwowałam wyjątki. Problem pozostał ze słuchaniem ze zrozumieniem, aale... To też jakoś pokonam ;)
  • znajomość angielskiego i niemieckiego bardzo pomaga w nauce. Co ciekawe, języki słowiańskie też mi w paru przypadkach pomogły... ;)

I jeszcze jedna, ważna rzecz - norweski brzmi pięknie. Może nie do końca się tak wydawać po odsłuchaniu paru lekcji nauki języka - tam lektorzy mówią bardzo wolno i brzmi to inaczej. Jednak język norweski zasłyszany w rozmowie pomiędzy dwoma Norwegami sprawił, że jeszcze bardziej się w nim zakochałam. Teraz kolejny cel - zrozumieć, co mówią :D

Podsumowując - w 2 miesiące osiągnęłam powiedzmy poziom A1 + na pewno jakieś tam elementy A2. Poświęciłam jednak językowi mnóstwo uwagi + przydarzył się wyjazd do Norwegii, gdzie naczytałam się różnorakich napisów na szyldach itp. 

Postępy jednak widzę, toteż - biorę się za naukę :)


poniedziałek, 22 września 2014

Poniedziałki

Właściwie to wiele się nie zmieniło.
W poniedziałki zawsze jest mi zimno, bywa jakoś nieswojo. Właściwie, to jak mam się czuć normalnie, kiedy na zewnątrz zimno jak cholera, a o 21 przychodzi burza... Chociaż chyba mamy już astronomiczną jesień. No właśnie.



Na zdjęciu ciemne zakątki mojego ukochanego Bielska, które jak całe Podbeskidzie - dość dynamicznie się ostatnio zmienia. Na szczęście na lepsze. Chciałabym na jesień robić więcej zdjęć i poodkrywać trochę takich miejsc w Krakowie - ciągle mało ich tam znam.

A żeby nie było tak całkiem depresyjnie, to Tiamat - Fireflower.

niedziela, 14 września 2014

Udało się!

A więc jednak - pierwsza i mam nadzieję ostatnia poprawka za mną, Teraz czas na przyjemności, czyli... norweski :)


Tutaj jest błąd, ale i tak to internetowe znalezisko mi się podoba :)

czwartek, 11 września 2014

Ten jeden dzień w roku

W kalendarzu taki jakiś zwykły dzień. W grafiku praca na 14. Cholera... Co zrobić. Przynajmniej mogłam sobie w swoje urodziny pospać :)

Świętowanie raczej po cichu, a co do prezentu - myślę, że największy zrobiłam sobie sama ( a właściwie to zrobił mi Narzeczonek, podejmując męską decyzję) spędzając tydzień w mojej wymarzonej Norwegii. Ten wyjazd wyszedł nam myślę wyjątkowo na dobre, pomijając już aspekty norweskie, nabraliśmy dystansu chociażby do Tatr - za dużo tam rywalizacji, ciągłego udowadniania sobie, kto jest lepszy, za dużo ambicji. Nie lepiej... na spokojnie? :)
Norwegowie zainspirowali mnie do tego, żeby być milszym, częściej się uśmiechać, nie patrzeć na ludzi spod byka, polskim zwyczajem - jakoś za dużo w nas, Polakach, nieżyczliwości. Dlaczego? No i po co?




Na zdjęciu jedno ze spełnionych marzeń. Co prawda dotarcie tam wisiało na włosku - nie będę jednak pisać nic więcej, relacja z wyjazdu w swoim czasie pojawi się na naszym górskim blogu :) Póki co delektuję się zdjęciami, przypominając sobie to i owo.

A w piątek wracam znowu do norweskiego :)


wtorek, 9 września 2014

Norsk kjærlighet

Było trochę strachu - a bo, to pierwszy raz samolotem, tyle kilometrów od domu, sporo niewiadomych, czy aby wszystko wyjdzie... I czy się nie rozczaruję - głupie, wiem :)
Na szczęście wyszło lepiej, niż się spodziewaliśmy. Okazało się, że miejsca, o których marzyłam tyle lat nie są tylko zdjęciami z internetu i istnieją naprawdę. Wróciliśmy zakochani... oboje :) I z apetytem na więcej. To jest dla mnie największym plusem tego wyjazdu.



Kolejnym plusem jest to, że nie zostaliśmy z burzami w Tatrach! :D