poniedziałek, 11 grudnia 2017

XXVI Czechowicki Bieg Niepodległości - przez góry po życiówkę

Święto Niepodległości mamy zawsze biegowo zarezerwowane na moje rodzinne Czechowice. W tym roku było to trochę skomplikowanie logistycznie, ale nie przeszkadzało nam to stanąć o 13:00 na starcie niepodległościowej dyszki w Czechowicach. W tym roku miałam jakoś więcej przemyśleń w związku z symboliką tego biegu (a raczej biegów w całej Polsce). Jednym zdaniem - bądźmy szczęśliwi, że możemy w naszym kraju uczestniczyć w biegach świętujących niepodległość Polski. I korzystajmy z tego :)

To tak słowem wstępu. Założenia na Czechowice miałam takie - chcę życiówkę! Trasa może i jest trudna, w tym roku trudniejsza o jeden podbieg - Golgotę, którego nie było w zeszłym roku. Tydzień przed Czechowicami zrobiłam trening-sprawdzian, który wyszedł dobrze. Domyślałam się więc, że stać mnie na poprawę mojego czasu na dyszkę :)



O 13:00 odśpiewaliśmy więc hymn i ruszyliśmy. Początek jak zwykle szaleńczym tempem. Na początku są same podbiegi, więc mocno się pilnowałam, żeby nie przesadzić i nie zmęczyć nóg na samym początku. Obiecałam sobie trzymać tempo 5:10 min/km, ale nasuwało się szybciej. Podbiegi weszły dość gładko. Potem chwila odpoczynku i znowu lekko w górę.



W okolicach 3. kilometra rozpoczął się długi, łagodny zbieg. Najszybsza część tego biegu. Wiedziałam, że mogę tam trochę bardziej przygazować i wyszło nieco poniżej 5:00 min/km. 

5 kilometr. Biegnę równo, ładnie. Tam jednak czyhał na mnie sławny podbieg Golgota. Boli mnie nawet jak biegam sobie w tamtej okolicy OWB1 :D I bolał tym razem. Jakaś biegaczka skomentowała: a ja myślałam, że Czechowice są płaskie! A tu takie góry! No cóż :)



Golgotę udało mi się pokonać w przyzwoitym tempie, ale strasznie mnie wymęczyła. Walczyłam mocno, żeby za nią nie zwolnić. Ale oddech nie chciał się uspokoić. Na deptaku przybiłam piątkę kibicującej mamie, która tylko szybko rzuciła mi, ze Wojtek jest trzeci. Zaczęłam trochę słabnąć. Biegłam już trochę powyżej 5:10. Zaciskałam zęby i przyspieszałam, ale zegarek wcale tego nie pokazywał. Do tego kręciliśmy się po osiedlu, co chwilę zakręt - raz, że wybijało to z rytmu, a dwa, że GPS trochę wariował.



Na długiej prostej odzyskałam nieco prędkość. 8. kilometr. Czyli, że czas na "podbieg ostateczny" - Eliminatora :) W zeszłym roku mnie nie wyeliminował. A w tym? Chyba trochę tak. Biegłam 5:25, tak jak w zeszłym roku i nie dało się szybciej. Nawet odgłosy mety nie pomagały, a podbieg strasznie się dłużył. Podbieg miał dokładnie kilometr. Na 9. kilometrze sapałam już jak lokomotywa, ale trzymałam tempo. Poradziłam sobie jeszcze z 2 małymi podbiegami i jednym paskudnym, na samym końcu, o nazwie gwóźdź. Bolał strasznie. Ale potem było tylko niecałe kółko po stadionie do mety. Pilnowałam się, żeby dobiec, nawet jakoś szczególnie nie przyspieszałam.




I meta. Na mecie czekali na mnie Wojtek i Marcin. Wojtek przybiegł jako 3-ci, a Marcin po raz pierwszy przebiegł bieg szybciej niż ja :) Jestem z obu dumna, szczególnie z Marcina, który wytrwale codziennie pedałuje do/z pracy i jak widać, kondycja jest dużo lepsza :)

Ale zaraz, zaraz... To jak pobiegłam? Zegarek pokazał mi 51:42. Juhu! Dystans trochę dłuższy, bo 10,07 (chyba słabo ścinałam zakręty). Średnie tempo miałam więc 5:08 min/km. Kolejna granica złamana. Jestem zadowolona, tym bardziej, że wiem, że ta trasa jest trudna. Ale w Czechowicach nogi same niosą... I jest wola walki :)



Po sprawdzeniu oficjalnych wyników pozostał jednak mały niedosyt, bo firma zapewniająca pomiar czasu troszkę coś spieprzyła i niektórym zawodnikom podała taki sam czas netto jak brutto. Niestety byłam wśród tych "szczęśliwców" - a więc mój oficjalny czas to 51:47. Zegarek z kolei twierdzi, że dyszkę przebiegłam w 51:22. Prawda leży pewnie więc gdzieś pośrodku :) Niby to tylko liczby, ale z drugiej strony, jak człowiek wypruwa żyły i walczy o życiówkę na dyszkę, to każda sekunda się liczy. Ale już trudno :)



Bardzo przypadł mi też do gustu medal. Jest piękny. Jak co roku z resztą :) Sama impreza zbiera co roku dobre opinie. Podobno uchodzi za największy/najlepszy bieg niepodległościowy w województwie śląskim. Tym bardziej jestem więc dumna z mojego miasteczka. I za rok też będę czatować na zapisy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz