środa, 23 lipca 2014

Norweskie szaleństwo

Pierwszy tydzień nauki norweskiego za mną. Wygląda na to, że słomiany zapał się nie kończy, a język, pomimo, że skojarzenie wymowy z zapisanym wyrazem sprawia mi spore trudności (i pewnie przez jakiś czas jeszcze będzie), to... czuję się wciągnięta ;)



Lato w pełni. Codziennie burza, góry bardziej straszą niż przyciągają... Przede mną taka mała góra lodowa - zaplanować wyjazd, żeby wszystko wyszło... I żeby w ogóle wyszło :) 

wtorek, 15 lipca 2014

Norsk er lett!

Wakacje w pełni. O ile można oczywiście nazwać wakacjami dzień, w których wstajemy o 5:20 do pracy... ;)
Ale nie musimy łazić na wykłady. Czyli wakacje!

Ostatni czas spędzam pod dość dziwnie brzmiącym znakiem pierwszych razy.


Wczoraj pierwszy raz spróbowałam górskiego biegu. Cholera! Myślałam, że będzie lżej ;) Nie byłam jednak dla siebie łaskawa wybierając trasę Straconka -> Groniczki ->Przegibek. Miało to być jednak wyjście kompromisowe - ja biegam, a moja druga połowa szuka grzybów :). Tam jest jednak trochę stromo. ZA stromo jak dla debiutanta. Wolę jednak kurdwanowskie górki :D

Z widokiem oczywiście na ukochane Skrzyczne :)

Sporo potu wyleję, zanim coś z tego mojego górskiego biegania wyjdzie, ale tak to już jest - jakby wszystko szło gładko, nie chciałoby się o to walczyć ;)


Kolejny pierwszy raz ma miejsce dzisiaj. Otóż, rozpoczęłam naukę języka norweskiego! Biorąc pod uwagę, ilu języków zaczynałam się już w swoim życiu uczyć (hiszpański, fiński (porywałam się z motyką na księżyc!), szwedzki, niemiecki, nawet irlandzki!) podchodzę do tego trochę z dystansem :P Faktem jest, że jeśli już umiem te parę języków, pewnie pójdzie mi lepiej, a przy studiach filologicznych reguły gramatyczne i te najróżniejsze nazwy nie stanowią problemu. A poza tym, gramatyka norweskiego jest prosta. Podobno :D Tak czy siak, na jesień planuję zapisać się na kurs.


A więc do dzieła... ;)

czwartek, 10 lipca 2014

Bywa i tak...

Ale jestem wściekła!
Taki fajny wieczór, upały zelżały, temperaturka zrobiła się całkiem znośna... I co? I awaryjny powrót po 4 kilometrach! Jakoś nie mogę ostatnio dobrze pobiegać - zewsząd atakują mnie jakieś pierońskie choróbska... A jak nie choróbska, to druga zmiana ;) Jakoś nie umiem się zmusić do biegania o poranku - chociaż pewnie byłoby to fajne ;)

Ale nie poddam się - jutro też pójdę, i chociażbym miała znowu zakończyć swoją przebieżkę po 4 kilometrach, trudno ;) Byle do przodu!

A poza tym, chyba zaczynam przeginać z oczojebnością moich zielonych ciuchów...
Ale niczego bardziej oczojebne-zielonego od TEJ bluzy nie widziałam ;)



Coś dla motywacji rodem z Into the Mind:  Woodkid - Run Boy Run

poniedziałek, 7 lipca 2014

Radość wymęczona

Czerwiec był bardzo niedobrym czasem, jeżeli chodzi o to, co lubię najbardziej. Sesja, nauka w sporej części rzeczy mało przydatnych (w końcu to studia), długo wlekące się przeziębienie, mało czasu na góry, przymusowe bany na bieganie, no i w końcu zabieg... Ale czerwiec czerwcem, mamy już lipiec, szwy zdjęte, a ja jestem po weekendzie, na myśl o którym cieszy mi się micha. A głowa pełna planów :)


A tam żech wlazła  :) 2462!


U2 - Ordinary love