poniedziałek, 12 czerwca 2017

Biegowy maj 2017

Z majem nie wiązałam pod względem biegowym specjalnych nadziei. Po kwietniowym przestoju biegowym związanym z ITBSem chciałam po prostu wrócić do regularnego biegania. Do tego udało mi się na szczęście wrócić już z początkiem miesiąca. Na początku delikatne rozbiegania ze stopniowym zwiększaniem dystansu. Później już ostrożnie, zaczęłam działać coś więcej  na treningach.

W maju udało mi się przebiec 135 km. Nie dbałam o kilometraż, więc jak dla mnie to satysfakcjonująca ilość. 

A jak wyglądały moje majowe treningi?


Jak widać, zaczęłam trenowanie pod szybsze bieganie i krótsze starty. W moją biegową codzienność wplotłam przebieżki, rytmy i interwały. Bardzo lubię szybsze treningi. Są też krótsze - miła odmiana od przedmaratońskiego tłuczenia kilometrów. 

Przy pierwszych treningach w nogach wychodziło nieprzyzwyczajenie do szybszego tempa. Teraz już jest lepiej. Próbuję nauczyć się biegać poniżej 5:00 min/km, co na dłuższych odcinkach ciągle jest dla mnie problemem. Ale wierzę, że dzięki systematycznemu treningowi, w końcu się nauczę.



Z racji tego, że biegania jest trochę mniej niż było jeszcze z 2 miesiące temu, dość sporo czasu poświęcam na ćwiczenia uzupełniające. Postanowiłam zaeksperymentować i robię głównie te ćwiczenia, których najbardziej nie lubię, czyli planki, nożyce, scyzoryk, itp, itd. Boli, ale już widzę, że podchodzę do nich z trochę mniejszą niechęcią. Wyszłam z założenia, że jeśli najbardziej ich nie lubią, to są to moje słabe punkty. Zobaczymy jak to przełoży się na bieganie ;)

W mój nowy plan treningowy udało mi się wpleść też trzy starty. W połowie miesiąca pobiegłam na dyszkę w Biegu Skawińskim. Chciałam sprawdzić, w ile uda mi się przebiec dyszkę po przerwie. Wykorzystałam Wojtka jako pacemakera i osiągnęłam całkiem zadowalający wynik 52:30, poprawiając życiówkę o 2 sekundy ;)



W ostatni weekend maja pobiegłam swój pierwszy bieg na piątkę w Sieprawiu. Krótsze dystanse to dopiero jest wyzwanie ;) Umęczyłam się jak cholera, a kolejnego dnia dołożyłam jeszcze startem na dyszkę w Biegu Swoszowickim. Ten bieg rozłożył mnie na łopatki. Nie pamiętam, gdzie ostatnio aż tak mnie sponiewierało :D Nie były to biegi na życiówkę. Ale za to ciekawe doświadczenie. I porcja siły biegowej chyba na dwa tygodnie...



Ze zmian, cały czas pracuję nad techniką biegu. Szczególnie jak biegnę szybko, albo jestem mocno zmęczona, technika lubi się gubić. Poza tym, za namową Wojtka, wprowadziłam rozgrzewkę przed każdymi zawodami. Do tej pory robiłam to bardzo na odpieprz, 5 minut biegu i z głowy. Jeszcze nie wiem czy pomaga. Ale wierzę, że na pewno nie szkodzi ;)

Podjęłam jeszcze jedną dość istotną decyzję. Zrezygnowałam z jesiennego maratonu. Nie da się robić wszystkiego naraz. A teraz wolałabym skupić się na treningach szybkościowych, a nie zamulać się treningiem maratońskim. Na to jeszcze przyjdzie czas. A poza tym, na pewno łatwiej będzie mi w przyszłości zwojować coś na maratonie, jak na krótszych dystansach będę umiała trochę przygazować :)

A co w czerwcu?

Przede wszystkim kontynuacja treningu pod szybkość i starty na krótszych dystansach. I oby to wszystko w zdrowiu, z dala od kontuzji. Przede wszystkim chcę cieszyć się bieganiem. Póki co właśnie tak jest :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz