piątek, 1 stycznia 2016

Grudniowe bieganie

Rok się skończył, miesiąc się skończył... Zanim jednak zbiorę się na napisanie podsumowania z całego mojego biegowego roku, chciałam napisać parę słów o tym, jak wyglądał mój biegowy grudzień.

Mam nadzieję, że nie będzie to post z serii użalania się nad losem, chociaż tego też nie zabraknie ;) Grudzień jednak znacząco różnił się od innych miesięcy pod względem wszelakiej aktywności.


Jak widać na zrzutce z endomondo, w grudniu oprócz biegania postawiłam też na inne aktywności. Wynika to z dwóch faktów: dostałam kartę Multisport i... byłam chora.

Na początku miesiąca poznałam, co to crossfit - do tego przypadkiem wylądowałam na 2. poziomie, zamiast trafić na zajęcia dla początkujących. Ups... Dostałam wycisk i to porządny! Ale podobało się i myślę, że jeszcze nieraz wybiorę się na te zajęcia :)

Później zaczęło mnie na poważnie łapać choróbsko. Szczerze mówiąc chyba od początków mojego biegania nic mnie tak długo nie trzymało. Nie wiem czy chodzi o smog, czy co, ale przez kaszel zarywałam noce. Więc bieganie postanowiłam sobie więc odpuścić, poszłam na zwolnienie i jedyna aktywność, na jaką mogłam sobie pozwolić to gimnastyka. A nosiło mnie strasznie. 

Ostry kaszel nadal męczył, więc po powrocie do pracy postanowiłam przenieść swoje bieganie do siłowni, na bieżnię. Do tego po pobieganiu ćwiczenia siłowe - a więc można powiedzieć, że nie ma tego złego... Zamierzam raz na jakiś czas wybrać się na siłownię, szczególnie teraz, w okresie zimowym - w końcu bieganie to jedno, ale inne rodzaje aktywności to też ważna sprawa :) I przyda się wzmocnić łapki przed następną wiosną w skałkach i Tatrach.

Przed choróbskiem zapisałam się na 12. Krakowski Bieg Sylwestrowy, a konkretnie na Radosną Dziesiątkę. Dzień startu się zbliżał, a ze mną wcale nie było jakoś lepiej - cały czas bałam się wychodzić na treningi na zewnątrz z obawą,  że dostanę ataku kaszlu i znowu nie prześpię nocy... W końcu w święta ubrałam buty i wylazłam z domu. Nie było najgorzej, ale najlepiej też nie :) Przed biegiem urządziłam sobie jeszcze jeden 10-kilometrowy bieg (w końcu w minusowej temperaturze) i tyle.

W związku z chorobą życiówka w biegu byłaby chyba jakimś cudem... Chciałam pobiec poniżej godziny - i udało się. Pobiegłam około minutę gorzej od mojego rekordu na 10 kilometrów. I to dość niecodziennie - bo przez większość biegu rozmawiając. Ale o tym już w kolejnym poście - relacji z biegu sylwestrowego :)



W sumie w grudniu wybierałam zaledwie 58 kilometrów. W tym ok. 11 km na bieżni i 47 na zewnątrz. Bieganie na bieżni jest nudne i się dłuży... Ale jak człowiek na głodzie to i to jest dobre :)
Cieszy mnie, że dość dużo czasu poświęciłam w tym miesiącu na ćwiczenia różnej maści. Mam nadzieję, że tak już pozostanie.

Pod choinkę Aniołek przyniósł mi w tym roku biegowy prezent - książkę Jerzego Skarżyńskiego Biegiem przez życie. Totalnie mnie pochłonęła. Myślę, że znajdę w niej odpowiedzi na wiele nurtujących mnie pytań i pomoże mi spełnić założenia na 2016 rok. Ale o nich też innym razem.

Jeśli chodzi o styczeń, to mam nadzieję, że w końcu na dobre opuści mnie kaszel, pojawi się śnieg, a ja będę biegać dłuższe dystanse, ćwiczyć i pojeżdżę na nartach. Pod koniec stycznia szykuje mi się kolejny start - coś całkowicie dla mnie nowego - zimowy bieg górski. Nie mogę się doczekać! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz