środa, 18 stycznia 2017

Mój biegowy rok 2016 - podsumowanie

Rok 2016 był u mnie naprawdę pełen biegania. Najbardziej rozbiegany rok w mojej krótkiej biegowej karierze. Z wielu względów przełomowy. I pełen pozytywnych emocji, chociaż zdarzały się też cięższe okresy, pierwsze poważniejsze kontuzje. Przekonałam się jednak, że mam potencjał, mogę wiele osiągnąć i z każdym dniem coraz lepiej poznawałam swój organizm, co w sporcie jest niesamowicie ważne. 



Zacznijmy więc od roku 2016 w liczbach:

A więc, udało mi się przebiec 1160 km, czyli średnio 96 km na miesiąc. Pobiegać wychodziłam 114 razy. Wzięłam udział w 14 imprezach biegowych, na których wybiegałam łącznie 183 kilometry.

W 2016 roku przebiegłam mój pierwszy maraton i z tym będę ten rok przede wszystkim kojarzyć. Oprócz tego wzięłam udział w 3 półmaratonach, 2 biegach górskich i paru innych biegach. Wykręciłam życiówkę na 10 km, złamałam 2 godziny w półmaratonie. I wiem, że stać mnie na więcej :) Ale wszystko w swoim czasie.

Według mojego excelowskiego pliczku ten rok wyglądał następująco:


Pierwsze trzy miesiące były wręcz idealne, dużo biegania, po raz pierwszy treningowo przebiegłam dystans ponad 20 kilometrów. Podejmowałam pierwsze próby biegania poniżej 5 min/km. Wszystko to z myślą o majowym maratonie. 

Niestety, później, w kwietniu chyba przedobrzyłam - zrobiłam dwa długie wybiegania, swoją pierwszą 30-kę i parę dni później 22 km i przyplątała się kontuzja, która uniemożliwiła mi bieganie. Kontuzja na szczęście odpuściła parę tygodni później, umożliwiając mi jeszcze krótki rozruch przed maratonem. W maju spełniłam swoje ogromne marzenie - ukończyłam królewski dystans :)



Wakacje minęły mi raczej spokojnie. W lipcu złapałam kolejną kontuzję - uszkodziłam sobie pachwinę. Kto miał, ten wie, że to pieroństwo niestety długo się goi. Dlatego do normalnych treningów wróciłam dopiero pod koniec sierpnia, po powrocie z Norwegii, gdzie nabrałam dobrej formy. Powrót więc nie bolał i od razu mogłam zacząć działać.



Jesień była troszkę ciężka - pogoda przygnębiająca. Ale mimo tego w październiku przebiegłam rekordową ilość kilometrów i wybiegałam sobie życiówkę na krakowskim Półmaratonie Królewskim. Wzięłam też udział w świetnym biegu górskim - Biegu o Złotą szyszkę. W listopadzie z kolei na Czechowickim Biegu Niepodległości pobiłam swój rekord na 10 kilometrów. To się nazywa owocne zakończenie sezonu :)



W 2016 roku zyskałam też biegowego partnera, którym stał się oczywiście mój Wojtek :) Bycie w "biegowym" związku nie zawsze jest proste - chociażby z powodu podwójnej ilości po-biegowych ubrań suszących się na kaloryferach :D Ale jest też wiele pozytywów. Jeździmy razem na zawody, doradzamy sobie, wzajemnie się motywujemy. Wychodzimy razem na treningi, biegając co prawda osobno (zbyt duża różnica tempa), ale mijając się na okrążeniach przybijamy sobie piątki.


Z 2016 roku pod względem biegowym na pewno jestem bardziej zadowolona niż z 2015. Skupiłam się nie tylko na bieganiu, ale też na ćwiczeniach uzupełniających. I co najważniejsze - odczułam pozytywny wpływ takich ćwiczeń :) Z rzeczy, których mi brakowało było na pewno bieganie po górach. Biegów górskich też było mało. Jeden niestety odpuściłam.

Medali z 2016 też trochę się uzbierało :)

A jakie mam biegowe plany na 2017 rok?
Hmm... Dość ambitne :) Aktualnie przygotowuję się do królewskiego dystansu, który tym razem planujmy z Wojtkiem przebiec w Gdańsku. Przy okazji planowanych startów jest naprawdę sporo. Z ciekawszych np. Półmaraton w Andrychowie, czy Półmaraton na Szyndzielnię. A na jesień wisienka na torcie pod postacią Maratonu Beskidy. Na chwilę obecną podchodzę do tego planu jeszcze z dystansem... Ale jak najbardziej chcę go przebiec :) I w związku z tym mam nadzieję, że górskiego biegania będzie u mnie więcej. Oby!

A więc... do roboty :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz