poniedziałek, 1 lutego 2016

Jak mi się biegało w styczniu 2016?

Czas na pierwsze comiesięczne biegowe podsumowanie w tym roku. Jak więc biegało mi się w styczniu?

Styczeń w tym roku pozytywnie mnie zaskoczył - był... zimowy. Śnieżny, momentami z naprawdę niskimi temperaturami. Na początku miesiąca walczyłam z okropnym osłabieniem i resztkami kaszlu. Przekonałam się na własnej skórze co to znaczy wracać do aktywności po chorobie płuc. Ledwo co przebiegałam "szybkie" 5 km w tempie 5:30, a dycha paskudnie mnie męczyła... Nie zniechęciło mnie to jednak. I w końcu osłabienie przeszło - chociaż nadal można powiedzieć, że się oszczędzam :)

A więc, podsumowując, w styczniu przebiegłam 106 km. Czyli mój rekord (pobity w sumie zaledwie o 2 km, ale zawsze coś). Biorąc pod uwagę, że było zimno, ślisko i ciemno, to dla mnie ekstra. Mam nadzieję, że do wiosny jeszcze bardziej się rozkręcę i powoli będę zwiększać kilometraż.



W styczniu parę razy byłam na dłuższym wybieganiu, trochę biegał ze mną Wojtek i razem robiliśmy krótsze, a szybsze (chociaż z tymi szybszymi to po śniegu mi średnio szło:)). Odkryłam całkiem fajne tereny do trailu 5 minut od domu... I jakoś styczeń minął :)


Jak widać na załączonym obrazu, dość regularnie i aktywnie. Znalazło się też miejsce na inne aktywności, gimnastykę i crossfit. Po tym ostatnim jak zwykle miałam 5-dniowe zakwasy... To jest to :)


W styczniu wzięłam udział w jednych zawodach, w ostatni weekend - a mianowicie w górskim biegu Zadyma na Skrzyczne. 14km pętelka po wymagającej trasie w zimowo-błotnistych warunkach. O Zadymie powstanie oczywiście osobny post, mam o niej dużo do powiedzenia :) Było trudno i ciężko, zmęczyłam się jak cholera, ale poszło mi raczej dobrze. W końcu ja uwielbiam górskie biegi :)


W styczniu nastąpiła jeszcze jedna spora zmiana - rzuciłam aplikację endomondo w kąt! Przez te lata zdążyła mnie wystarczająco wkurzyć, żeby dojrzeć do zakupu zegarka z GPS. A więc, teraz biegam z garminem-gremlinem, a telefon biorę tylko wtedy, kiedy chcę posłuchać muzyki.


Różnica jet kolosalna - odczułam ją m.in. podczas zawodów w górach. Tylko pas HR mnie jeszcze wkurza - a raczej wyniki, jakie wyświetla ;) Ale spokojnie, z tym też dojdę do ładu.

A co planuję na luty?
Skoro zima sobie poszła (chociaż mam nadzieję, że jeszcze wróci), to pewnie postaram się trochę wydłużyć moje dłuższe wybiegania - chciałabym się skupić głównie na wytrzymałości, z myślą o zaplanowanych zawodach. O ile nic mnie po drodze nie podkusi, to następne zawody, jakie mnie czekają to Półmaraton dookoła Jeziora Żywieckiego pod koniec marca. Nie mogę się już doczekać. Poza tym luty chciałabym mianować miesiącem CrossFitu. Strasznie spodobały mi się te zajęcia i zakwasy, jakie po nich mam ;) Oprócz CrossFitu planuję jeszcze pojawić się na core - wzmocnienie tych mięśni to u mnie najpilniejsza sprawa. Na biegi szybkościowe chyba poczekam sobie do marca... Ale zobaczymy, na co mi jeszcze ochota najdzie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz