sobota, 19 stycznia 2019

5. Bieruński Bieg Utopca - przyjemna niespodzianka

Nigdy w życiu nie byłam w Bieruniu. Pomimo, że to tylko 30 kilometrów od mojej rodzinnej miejscowości. Tak się jednak złożyło, że w drugi weekend stycznia, w niedzielny poranek byłam w drodze właśnie do Bierunia na Bieruński Bieg Utopca dla WOŚP. Życiówkowa trasa? Ależ skąd! Powodem do startu w Bieruniu był fakt, że wybierało się tam parę osób z mojej nowej grupy biegowej. Wstyd było się więc wyłamać ;)

Wiedziałam, że trasa jest częściowo przełajowa. Na brak śniegu ostatnimi czasy nie można narzekać, modliłam się więc, żeby chociaż trochę tego śniegu stopniało... No i wymodliłam. W dzień startu przyszła odwilż, padał deszcz i wiał paskudny wiatr. Daleko do wymarzonych warunków :D

Na miejscu w ramach rozgrzewki zrobiłam rekonesans trasy, żeby wyczuć, na ile ten przełaj będzie mi przeszkadzać. No i wyszło, że będzie ślisko i trochę tłoczno ;) Zdecydowałam się, ze biorę terenówki, żeby chociaż trochę mniej się ślizgać.

Do pokonania miałam tylko trochę ponad 5 km. Jakoś totalnie nie czułam bluesa, jeśli chodzi o jakieś ściganie się. Start na 5 km to perspektywa mocnego zmęczenia i walka ze samą sobą o trzymanie tempa do mety. Dostałam wytyczne od trenera, trzeba było tylko jeszcze dostosować się do warunków na trasie. Hm, zobaczymy. 

O godzinie 10:30 z groszami wystartowaliśmy z rynku. Na początku elegancko, asfalt, musiałam nawet trochę zwalniać, bo wyrwałam, jak to na początku. 



Po niecałym kilometrze skręciliśmy jednak w wąską, zaśnieżoną ścieżkę. Biegło się gęsiego, wyprzedzać ciężko, chociaż parę osób łyknęłam. Po 500 metrach wróciliśmy na  asfalt, trochę jednak trwało, zanim przyspieszyłam. Przyznam się, ze miałam mały kryzys, głowa krzyczała: odpuść! Ale jestem Hemli waleczna, więc jej nie posłuchałam ;)

Asfalt jednak po jakimś czasie zamienił się w zaśnieżoną drogę, a potem zaczęło się piekło, czyli 1,5 km przełaj dookoła jeziora. Było to brnięcie w śnieżnej bryi, a żeby tego było mało, trasa była pofalowana jak blacha azbestowa ;) Zbieg podbieg, zbieg podbieg i tak w kółko. Dyszałam jak lokomotywa, po drodze udało mi się łyknąć kobitkę, która bała się szybko zbiegać i brnęłam dalej w tej bryi. Złapałam jakieś kosmiczne tętno, rzuciłam okiem na zegarek, a tam tempo powyżej 6:00 min/km! Na nic Twój wysiłek ;)

Jak tylko ten pieroński przełaj się skończył, wbiegłam na drogę, która była cała zalodzona. W tym momencie serio chciało mi się płakać. No piekło :P Zacisnęłam jednak zęby i popędziłam w stronę przyczepności. Jak tylko ją złapałam, to się ogarnęłam. Wróciłam do mojego tempa +- 4:50 min/km i postanowiłam dociągnąć to do końca. To tylko 1,5 km. Dasz radę. Na horyzoncie nie widziałam żadnych kobitek do wyprzedzenia. Więc skupiłam się tylko i wyłącznie na trzymaniu tempa.



I faktycznie, dałam radę. Na ostatniej prostej przycisnęłam i na końcowym odcinku 600 m wycisnęłam z siebie tempo 4:40 min/km. Uff. Meta! Czas 28:46. Jak na te warunki, to chyba nie najgorzej...



Za metą spytałam się od razu Wojtka, ile kobitek było przede mną. Powiedział, że jestem około 7-ma... I że powinnam mieć szanse na podium. Z taką cichą nadzieją też tu przyjechałam ;)

Poszliśmy do hali się ogrzać (Mój Wierny Kibic złapał po tym biegu przeziębienie, biedaczek), a tam dostałam SMS-a, ze w K20 jestem pierwsza. Huraa :)

W oczekiwaniu na dekorację zrobiliśmy sobie jeszcze teamowe foto - reszta teamu biegła dłuższy dystans, 17 km. Z czego opowiadali i co było widać po czasach, warunki były bardzo trudne.



Z jakąś godzinną obsuwą w końcu doczekaliśmy się dekoracji (którą nota bene prawie przegapiliśmy :P). Fajnie było stanąć ponownie na podium, i to na pierwszym miejscu.


I jeszcze zrzutka z endo:


Ogólnie jestem zadowolona z takiego rozpoczęcia roku 2019 i z mojego występu na Biegu Utopca :) Widzę, że tempo poniżej 5:00 min/km jest dla mnie coraz bardziej do utrzymania. Czas więc pracować dalej i oby coś fajnego z tego wynikło :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz