piątek, 27 listopada 2015

XXIV Bieg Niepodległości w Czechowicach-Dziedzicach - moje miasto ma imprezę biegową!

Kiedy parę lat temu wychodziłam na swoje pierwsze biegowe treningi w moim rodzinnym mieście, wydawało mi się, że poza mną nikt tutaj nie biega. Jak bardzo się myliłam!

Niecały rok temu w moim rodzinnym mieście, czyli w Czechowicach-Dziedzicach zaczęła działać biegowa grupa o jakże wdzięcznej nazwie Rozbiegamy to miasto.  Dość spora grupka ludzi zbiera się co poniedziałki na wspólne bieganie. Bardzo chciałabym do nich dołączyć, ale to niestety niemożliwe - poniedziałki spędzam w Krakowie :)

A skoro Czechowice mają już grupę... To tak pomyślałam, że pewnie prędzej czy później zostanie w moim mieście zorganizowany jakiś większy bieg. No i doczekałam się szybciej, niż myślałam - jak tylko usłyszałam, że na 11go listopada będzie można dobrze znanymi mi uliczkami pobiec na 10 km, od razu wiedziałam, że nie mogę takiej okazji przepuścić!

Do tej pory czechowickie biegi niepodległości miały całkowicie inny charakter - odbywały się na dystansie 3,5 km, bez elektronicznego pomiaru czasu - szczerze, nawet nie wiedziałam do tej pory, że taka impreza ma miejsce... Żeby było jeszcze fajniej, na udział w imprezie zdecydował się też mój brat. Miał być to jego debiut w biegu ulicznym - a więc dyszka podpasowała w sam raz.

Nie do końca podpasowała jednak pogoda - deszcz z przerwami na mrzawkę. Pogoda do biegania jak najbardziej - ale może niekoniecznie w listopadzie :) Na szczęście było jednak ciepło.



Start i meta biegu znajdowały się na stadionie MOSiR - nazwa huczna, ale obiekt dość mały :) Odebraliśmy pakiety - a w nich numer startowy, który sama sobie wybrałam :> i świetny prezent - opaska czechowickiej grupy biegowej! Będę promować moje miasteczko w Krakowie :)

Na bieg miałam jednak swoje ciuszki. Jakoś nigdy nie biegam w tych, które dostaję w pakiecie - wolę polegać na sprawdzonym :)



I start!



Tłum wystartował i na dzień dobry nadał tempo. Za szybkie. Zwłaszcza, że na dzień dobry czekał nas podbieg.

Za podbiegiem trochę przyspieszyłam i po jakimś czasie zgubiłam Marcina. Trasa byłą poprowadzona ładnymi okolicami - można było poznać Czechowice z tej lepszej strony.

Szczerze, w ogóle nie zastanawiałam się na jaki czas biegnę. Jakoś tak wolę - bez nerwów, bez nastawiania się... Dla przyjemności ;) Znalazłam sobie jakiegoś swojego "pacemakera" i biegłam.


Za piątym kilometrem był podbieg. Chyba trochę za szybko go wzięłam, bo mnie wymęczył... Na szczęście paręset metrów dalej czekał na nas punkt z sokiem (jakimś pysznym - chyba cytrynowym!) i niespodzianka - moja mama :) W ostatniej chwili skojarzyłam fakty i oddałam jej jedną z chustek - oczywiście w międzyczasie zrobiło się ciepło.

Na kolejnym kilometrze troszkę zwolniłam i wydawało mi się, że odzyskuję siły. W pewnym momencie biegłam sama, mając do swojej dyspozycji całą ulicę - taka zaleta małych biegów :) Zaczęłam już słyszeć metę, co mnie zmobilizowało i znowu przyspieszyłam.

Ostatnie 1,5 kilometra było trochę trudne. Oczywiście nie chciało mi się analizować dokładnie profilu trasy i na koniec zaskoczył mnie podbieg... Ups :)

W rezultacie trochę zabrakło mi sił na ostatni, płaski odcinek na stadionie. Wpadłam na metę, odebrałam metal i od razu jakoś dopadło mnie uderzenie szczęścia. Ukończyłam bieg na dyszkę w Czechowicach!


Czas, który osiągnęłam w sumie uznaję za swoją życiówkę - 54:39 mnie ucieszył. O całe 11 sekund lepiej niż na marcowej dyszce przy Półmaratonie Marzanny. Może i nie jakoś dużo więcej, ale trasa czechowickiego biegu była z pewnością trudniejsza.

Poniżej zrzutka z endo: pierwszy kilometr oczywiście był próbą znalezienie GPSa :)


I poglądowo - profil trasy:


Parę minut po mnie na metę wbiegł też mój brat - równie zadowolony i szczęśliwy jak ja :)


Podsumowując: w tym biegu podobało mi się po prostu WSZYSTKO. Organizacja, trasa, numery startowe, medale, atmosfera, mój wynik:> i w końcu nie biegłam sama! Czechowice spisały się na medal - będę czekać z niecierpliwością na kolejną edycję tego biegu za rok :)



A na kolejną relację z biegu - tym razem górskiego - zapraszam już wkrótce :)

1 komentarz:

  1. Biegi w rodzinnych miejscowościach mają swoje zalety. Sama bardzo lubię biegać u siebie. W końcu nie ma jak w domu :D

    OdpowiedzUsuń