czwartek, 16 czerwca 2016

XII Półmaraton Jurajski - kraina podbiegów

Półmaraton Jurajski - rok temu właśnie podczas tej imprezy po raz pierwszy raz pokonałam dystans półmaratonu. Było upalnie, trasa trudna, jednocześnie piękna, a atmosfera genialna. Chyba głównie to ostatnie sprawiło, że i w tym roku postanowiłam wziąć udział w Półmaratonie Jurajskim.

Ostatnio nie biegało mi się zbyt dobrze. Budząc się w dzień zawodów, szczerze, jakoś nie widziałam tego biegu. Półmaraton to co prawda dystans, z którym trochę się już oswoiłam, ale dodając do tego trudny teren... Po prostu - domyślałam się, że za dużo na tym biegu nie zwojuję. Tzn. miałam oczywiście jakiś cień nadziei, że może jednak sama siebie zaskoczę... Co więcej - prognozy były bardzo optymistyczne. Przeważnie zachmurzenie, temperatura całkiem przyzwoita jak na połowę czerwca...

No cóż. Odbierając pakiet startowy już przygrzewało mi słońce. Ale nie było co narzekać - w zeszłym roku było 30 stopni :) W pakiecie startowym dostałam oczywiście numer, trochę makulatury, dwa soczki i... książkę. Tą samą co w zeszłym roku - trochę kiszka. Nie chce ktoś czasem Panteonu polskiego sportu, hm? ;)



Na starcie ustawiłam się pomiędzy balonikami 1:59 a 2:09. Miałam nadzieję, że uda mi się utrzymać średnie tempo 6:00.

Start! Na początek podbiegi... I w sumie nie tylko na początek ;) Po wybiegnięciu z Rudawy trasa prowadzi dalej przez pola - tam zaczęło się robić baardzo ciepło! Na pierwszym punkcie odżywczym przyssałam się do wody. Żółte baloniki już dawno zniknęły mi z pola widzenia. Nie pocieszyło mnie też, jak jakaś dziewczyna krzyknęła: witamy kolejne baloniki ;) Chwilowo przyspieszyłam, wykorzystując lekki zbieg. Wiedziałam jednak, że nie ma co szaleć - najwidoczniej nie stać mnie dzisiaj na trzymanie tempa 6:00 min/km.



Naprawdę trudno zaczęło się robić w okolicach 10. kilometra, gdzie zaczął się dawać we znaki dłuugi podbieg... Podbieg, który kończył się na ok. 12 kilometrze, a my mieliśmy się znaleźć ok. 100 metrów wyżej. Ciężka sprawa ;) Na górze tego podbiegu byłam już wypruta. Trochę zregenerowałam się na podbiegu, aż tu "nagle" - kolejny podbieg ;) Cały Jurajski. Zielone baloniki chyba gdzieś tam mnie minęły... Przed tym podbiegiem znowu stał Pan (pewnie ten sam co w zeszłym roku), który mówił, że to już ostatni podbieg, że potem będzie tylko w dół! Chciałam krzyknąć, że to ściema, ale Pan miał na pewno dobre intencje, a poza tym - po co dobijać innych biegaczy :)



Spokojnie wtoczyłam się więc na górę, żeby potem zbiec sobie najwspanialszym zbiegiem na tej trasie - do Doliny Będkowskiej.


Do momentu, aż zobaczyłam to zdjęcie nie miałam pojęcia, że mam taki mięsień czworogłowy uda! Jestem zachwycona :3

Ostatnia część biegu wcale nie relaksowała - znowu pofałdowany odcinek wśród pól, a potem trochę zbiegów, których nawet nie potrafiłam już jakoś dobrze wykorzystać. Przy życiu trzymali mnie kibice - byli cudowni! Chyba na żadnej innej imprezie nie ma takiego wspaniałego dopingu. Ludzie wychodzą przed swoje domy, uśmiechają się, dopingują... No i spryskają szlaufem, co przy takiej temperaturze jest niezastąpione :)

Na ostatnim kilometrze zobaczyłam mojego Wojtka. Jego widok mnie zmotywował - biegłam już do końca. A właściwie to biegliśmy. Widział, że nie wyglądam zbyt rześko, więc po prostu biegł koło mnie. Chyba dałam z siebie to, co było możliwe, bo nie mogłam zbytnio przyspieszyć przed metą. Wbiegliśmy na nią razem, złapani za ręce - fajnie tak :) (niestety na razie nie znalazłam żadnych naszych zdjęć - może później się na nie natknę) Ależ ja się cieszyłam, że nie muszę już dalej biec! Na szyi zawisł mi medal. Popatrzyłam na zegarek: 2:11:07. Poprawiłam się o 5,5 minuty. Łii :)



Z pełnym przekonaniem stwierdzam: ta trasa jest niesamowicie wymagająca. Ludzie często wspominają o jurajskim i żywieckim, jako o dwóch najtrudniejszych półmaratonach miejskich - jurajski w tej kategorii powinien zdecydowanie przodować.

Tak prezentuje się profil trasy Jurajskiego:


Co do samej imprezy, to wydaje mi się, że w tym roku było o wiele bardziej kameralnie niż rok temu - w końcu bieg ukończyło o ponad 200 osób mniej. Impreza z roku na rok ma mniej uczestników (w tym roku wprowadzono też limit 1000 osób). Taki szczegół - na ponad 700 osób, które ukończył bieg, było tylko 25 kobiet w kategorii K20. Bardzo mało. Czułam się jak perełka :P
Mimo wszystko każdego będę namawiać na udział w Półmaratonie Jurajskim. Takiej atmosfery i kibiców jak tam to chyba nigdzie nie ma. No i tam słowo półmaraton nabiera prawdziwego znaczenia :)

A na podsumowanie taki akcent - po raz pierwszy dostałam "złoty" medal :) :


Na kolejne zawody przyjdzie mi poczekać tym razem trochę dłużej - bo aż do października. Teraz czas na mały odpoczynek, a następnie na przygotowanie do realizacji kolejnych celów... Nie mogę się już doczekać :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz