niedziela, 4 października 2015

Wrześniowe bieganie

Jakoś nie mam ostatnio czasu, żeby częściej tutaj zaglądać. Przyszła moja ulubiona pora roku, a wraz z nią czas pozałatwiać wszystkie ważne sprawy... Bardzo ważne. 

We wrześniu jednak znalazłam trochę czasu na bieganie. Aura była nieco łaskawsza - trafiło się nawet parę idealnie chłodnych dni na bieganie ;) Nie natłukłam jednak szalonej ilości kilometrów, nie przykładałam się zbytnio do gimnastyki... Jakoś było wiele innych, ważniejszych rzeczy do zrobienia we wrześniu niż bieganie. Ale nie było znowu aż tak źle ;)

Wstrętne endomondo nie przysłało mi jeszcze podsumowania miesiąca, więc będzie bez obrazków - we wrześniu udało mi się przebiec ok. 85 km. W sumie, jak na mnie to ani to mało, ani to dużo. Nie powiem, że w sam raz - w sam raz to by było 100 :) Może w przyszłym miesiącu.

Wrzesień to miesiąc, w którym można sobie jeszcze urozmaicić bieganie. A więc, oprócz biegania po osiedlu dwa razy wybrałam się w góry. Były to wycieczki z serii "jak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu", bo w czasie kiedy ja się mordowałam na podbiegach, mój Narzeczony zbierał grzyby. Tzn. właściwie to próbował... Bo na pierwszej wycieczce nic nie znalazł, a na drugiej mało ;) Taką mamy w tym roku jesień.



Najpierw zmoczyło nas na Barnasiówce. Lubie tamte górki, bo po pokonaniu pierwszego, niemalże pionowego podbiegu można sobie przyjemnie pobiegać grzbietem z łagodnymi podbiegami i zbiegami. No i jest dość blisko ;)

Na kolejną górską wycieczkę biegową wybraliśmy się w okolice Kudłaczy. Też całkiem przyjazne biegowo okolice. Chciałam wbiec sobie na Łysinę. W rezultacie wbiegłam w chmurę i po jakimś czasie samotnego biegania przez upiorny, bukowy las, przypomniał mi się horror, który obecnie czytam i postanowiłam, ze mam gdzieś tą całą Łysinę i biegnę w dół. Jak się później okazało, do szczytu zabrakło mi jakichś 50 m w linii prostej (!). Ale za to szybciej dotarłam do Wojtka, który wkurzony brakiem grzybów zarządził natychmiastową zmianę miejscówki ;) W ten sposób potruchtałam jeszcze trochę po Lesie Bronaczowa, który też okazał się całkiem przyjemny.

A więc, wrzesień był całkowicie zwykłym biegowo miesiącem. I jak dla mnie, zdecydowanie za ciepłym. Z utęsknieniem czekam na prawdziwy, jesienny chłodek, w którym zdecydowanie najbardziej lubię biegać. W październiku czeka mnie Półmaraton Królewski, na który mam nadzieję trafi się brzydka pogoda, będzie zimno i pochmurno. Nie mam jakichś specjalnych planów związanych z tym półmaratonem - tradycyjnie - przebiec i mieć z tego frajdę :) Fajnie by było oczywiście poprawić czas z czerwca, ale jakby nie wyszło... To nic ;)

Następnym razem napiszę co nieco o Biegu Trzech Kopców, w którym wzięłam pierwszy raz udział właśnie dziś. Wrażenia mam bardzo pozytywne, więc z przyjemnością napiszę mini-relację z tego dnia :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz