czwartek, 15 października 2015

9. Bieg Trzech Kopców

9. Bieg Trzech Kopców... A mój pierwszy. 
O Biegu Trzech Kopców dowiedziałam się w zeszłym roku... Jakieś parę dni przed 8. biegiem. A więc, za późno, żeby się zapisać. Wiedziałam jednak, że w następnym roku go nie odpuszczę. Tereny, na których rozgrywany jest bieg tylko w małym stopniu pokrywają się z moimi terenami biegowymi na co dzień. Podczas dłuższych wybiegań wybieram się czasem na Kopiec Kraka. I tyle. W maju raz wykorzystałam wolny dzień i pobiegłam sobie pi razy drzwi trasą tego biegu. I tyle.

Dzień wcześniej odebrałam pakiet startowy - internety huczały o tym, jaki był beznadziejny - jak dla mnie koszulka jest piękna! Nie przeszkadza mi jakoś, że nie jest techniczna - w szafie dość mam biegowych/górskich technicznych ciuchów. I wyprzedzając trochę dalszy tekst - medal też strasznie mi się podoba.

Bieg wypadł w paskudną pogodę - chociaż na starcie biegu prowadzący uparcie twierdził, że pogoda jest piękna... ;) Ja tam nie wiem. Przy ponad 20 stopniach i palącym słońcu zawsze najgorzej biegam. Na szczęście mniej więcej w połowie trasy zaczynał się cień, w którym biegliśmy praktycznie do mety.

W biegu uzyskałam czas 1:19:08, który muszę przyznać - mnie ucieszył ;) Co prawda zadeklarowałam strefę czasową 1:10-1:19, ale szczerze, to chyba wynikało to z tego, że znowu coś sobie źle policzyłam... Ale w rezultacie w sumie się zmieściłam ;)

Z dwóch zbiegów, które planowałam wykorzystać wykorzystałam maksymalnie myślę tylko drugi - pierwszy był na samym początku biegu, więc jeszcze w tłumie. Poza tym międzyczasy miałam całkiem zadowalające, nieźle poradziłam sobie z długaśnym podbiegiem Aleją Waszyngtona. Trochę tylko spuchłam na początku Lasu Wolskiego. No i na końcowym okrążeniu kopca - wydawało mi się, że meta przede mną ucieka ;) Ale ogólnie podsumowując, to trasa biegu jest piękna i myślę, że to jeden z ciekawszych krakowskich biegów. O ile nie najciekawszy :)

Jeśli chodzi o błędy, które popełniłam - z racji mojej nienawiści do wysokich temperatur mogłam ubrać się jeszcze lżej. Mogłam nie zjeść banana 15 przed startem - zaraz po przekroczeniu mety myślałam no... Że go zwrócę ;) I na koniec - mogłam wziąć jakieś zapasowe agrafki, bo za połową biegu jedna z dwóch mi się odpięła i gdyby nie to, że jeden Pan dał mi własną nadprogramową, musiałabym jakimś cudem trzymać ten mój numer startowy.


Myślę, że Bieg Trzech Kopców wpisze się u mnie do kalendarza i w przyszłym roku też w nim wystartuję. I każdemu kto szuka ciekawego biegu w okolicach Krakowa polecam! :)

I obowiązkowo parę zdjęć autorstwa Mojego Kibica (i największego fana oczywiście, hihi):

W drodze na pierwszy kopiec

Powoli się zbierają - Night Runners jak zawsze błyszczą :)

I ruszyliśmy!

Próba wykorzystania pierwszego zbiegu - nie tak łatwo było!

No i w końcu meta...

A skoro meta, to i medal jest :)

Po B3K trochę znowu zaczęłam się opierdzielać biegowo. Wyjazdy, załatwienia, stresy - tak wiem, to wszystko wymówki :) Dlatego zabieram się do roboty, bo już za 9 dni czekają mnie kolejne zawody. Mam nadzieję, że tym razem w chłodniejszej aurze ;)

1 komentarz:

  1. Spróbuję w przyszłym roku wystartować :-)
    jako górski bieg polecam Wielką Pętlę Izerską, relacja z tego półmaratonu jest na moim blogu, zapraszam do lektury :-)

    OdpowiedzUsuń