wtorek, 7 lipca 2015

Czerwcowe bieganie

Pół roku minęło. A co za tym idzie, kolejne pół roku biegania, które wartałoby jakoś podsumować. Na początku jednak skupię się na tym, jak u mnie wyglądało bieganie w czerwcu.

Nie było najgorzej. Pod względem kilometrów był to trzeci miesiąc z rzędu, w którym udało mi się przebiec ponad 100 km. Niewiele ponad 100, bo dokładnie 101 km ;) W tych 101 kilometrach znalazła się pierwsza w moim życiu połówka, a mianowicie Półmaraton Jurajski. Wynik, który osiągnęłam nie jest może dobry, ale co z tego! Radość była (i jest) ogromna. Przebiegnięcie pierwszego półmaratonu dało mi powera i motywację do planowania kolejnych startów. A wiadomo, nic tak nie motywuje jak zbliżające się zawody (przynajmniej mnie). 



Jeśli chodzi o treningi, to oczywiście większość przetruchtałam na osiedlu. Udało mi się jednak trochę je urozmaicić w najlepszy możliwy sposób - wybrałam się w góry!

Pobiegłam na najwyższy szczyt Beskidu Małego - na Czupel. Pogoda była idealna, biegło się dobrze. Udało mi się tym samym przebieg 16,4 km z całkiem moim zdaniem sporym przewyższeniem (ok. 700m). W zeszłym roku też próbowałam biegania w Beskidzie Małym. Wtedy jednak skończyło się koszmarnym zmęczeniem. Teraz, z perspektywy czasu wiem, gdzie robiłam błąd. Próbowałam przebiec każdy najmniejszy odcinek i kończyło się to, jak się kończyło ;)



Drugim urozmaiceniem był bieg w okolicach Ojcowskiego Parku Narodowego. Miało być przyjemne truchtanie po pięknej okolicy. I owszem, w pewnej części było. Skończyło się ono jednak powrotem wzdłuż ruchliwej drogi bez chodnika, bo szlak rowerowy, który widniał na mapie okazał się być niewyraźną ścieżką między polami uprawnymi. Ale trochę przewyższeń było ;)

Tak wyglądał czerwiec.
A ostatnie pół roku? Przede wszystkim było lepsze niż rok temu. Nie odpuściłam w żadnym miesiącu. 

Kilometry/ilość treningów/ średnio km/trening
Najgorzej pod względem ilości treningów i kilometrów wyglądał luty. W lutym było za to dużo gór, dwie choroby - i jakoś tak wyszło. W marcu czekał mnie pierwszy start  w 1. Biegu z dystansem do wiosny na 10 km, co zmotywowało to nieco większego kilometrażu. W kolejnych miesiącach już jakoś poszło. Ogólnie w pierwszym półroczu przebiegłam 472 km. Taki wynik mnie satysfakcjonuje.

A co dalej?
No cóż. Zamierzam sporo zmienić. Przede wszystkim, znowu - zwolnić na treningach. Lato i upały mi nie służą, a nie chcę po każdym treningu wracać zmordowana. Jednocześnie chciałabym zachować ilość kilometrów z poprzednich miesięcy. Jak wyjdzie? Zobaczymy :)
Poza tym, oprócz samego biegania chciałabym poświęcić sporo czasu gimnastyce. Do tej pory jedyna gimnastyka, jaką robiłam pomagała mi na kręgosłup. A bieganie to przecież nie tylko bieganie ;) i kolejne kilometry. 
Jeśli chodzi o starty, to jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, szykują mi się w tym roku jeszcze 4 starty. Jeden półmaraton, jedna dyszka i dwie 10+. W tym jedna, której nie mogę się doczekać - stricte górska. Dalekosiężne, czyli przyszłoroczne plany też już są. Ale na wspominanie o nich przyjdzie odpowiedni czas ;)


A więc, nie ma czasu na obijanie. Trzeba  ćwiczyć!

8 komentarzy:

  1. wow, skrupulatnie podchodzisz do beigania :) . Zamiast biegania w upale możesz próbować poćwiczyć inne/wszystkie? partie mięśniowe na siłowni, basenie. Ważne, żeby być sprawnym wszechstronnie, chociaz nie myślę, że o tym nie wiesz ;) .
    Bieganie w górach to musi być coś... I chyba lepszy wybór dla stóp niż beton ;)
    Życzę dalszych sukcesów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za rady :) Basen by mi jak najbardziej służył m.in. na kręgosłup. Tylko ciężko się jakoś wybrać, w każdym bądź razie zawsze jest jakoś łatwiej założyć buty do biegania i wyjść :) Ale racja, warto o tym pomyśleć.
      Bieganie w górach to świetna rzecz, co prawda bardzo męcząca, ale dająca naprawdę dużo satysfakcji :)

      Usuń
  2. No pięknie. Hemli - powinnaś być trenerem, coachem jakimś, motywatorem. PRZEZ Ciebie uczę się mojego ukochanego rosyjskiego języka skrupulatnie, a jak przychodzi kryzys to wystarczy wejść i zobaczyć jak to robią najlepsi i kryzys przechodzi :) Super! No i... zastanawiam się nad jakimś jeszcze językiem do nauki, nie takim hardcorowym jak Twój norweski : D
    Powodzenia i sukcesów i obserwuję dalej Twoje poczynania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to cieszę się niesamowicie, że Cię zmotywowałam :) Kryzysy są niestety zawsze, ale trzeba je jakoś przetrwać. Czasami można całkowicie odpocząć od języka, albo inaczej, w ramach aktywnego relaksu obejrzeć jakiś fajny film albo bajkę w ulubionym języku np. :)
      Norweski jest akurat dość prosty, tzn. straszy tylko na początku :P Ciekawi mnie bardzo więc co takiego wybierzesz ;)
      Powodzonka więc życzę i Tobie, trzymam kciuki za Twoje języki :)

      Usuń
  3. O Hemli, a powiedz mi jak z nauką czeskiego i słowackiego? Który z tych języków byś polecała?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, trudne pytanie :) Słowackiego nigdy się tak porządnie nie uczyłam, ale wydaje mi się, że ma trochę łatwiejszą gramatykę niż czeski. No i jest bardziej zbliżony do polskiego w wymowie i pod względem słownictwa na pewno jest bliższy polskiemu niż czeski :) Czeski z kolei ma moim zdaniem ładniejsze brzmienie, więcej takich obcych dźwięków, raczej łatwiej też o materiały do nauki czeskiego niż słowackiego. No i jeszcze jeden aspekt - na pewno bardziej opłaca się uczyć czeskiego niż słowackiego pod względem ewentualnej pracy. Na koniec jeszcze mała dygresja z pracy: Słowacy są świetni, sympatyczni i pomocni, a Czesi w dużej mierze wredni, zamknięci na obcych i nie lubią Polaków :D Najlepiej by było jakbyś sobie posłuchała obu języków i wybrała ten, który bardziej Ci się podoba w brzmieniu :)

      Usuń
  4. W bieganiu ambitna jak w nauce języka ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym bieganiem to by mogło być trochę ambitniej, jakoś trochę za dużo lenia we mnie drzemie :) Ale dziękuję :)

      Usuń