piątek, 27 czerwca 2014

Jeden czerwcowy dzień...

Miałam dzisiaj napisać coś o swoich balkonowych uprawach. Spojrzałam jednak w kalendarz i myślę, że zanim pokażę światu moje papryczki chili, warto wspomnieć o pewnym tatrzańskim dniu sprzed trzech lat, który zapoczątkował pewien nowy etap i w którym rzekomo nie chciałam zjeść kanapki, którą zrobił mi... mój przyszły Narzeczony :)


:)

Moja Druga Połówka musi mieć do mnie sporo cierpliwości :) O, na przykład, dzisiaj na naszym balkonie pojawiła się nowa doniczka... Może nie zauważy? ;)


A w niej... papryczki chili ;) Może rozprostują nieco korzonki i zwiększą moje potencjalne zbiory - póki co ilość papryczek nie powala :P


Dzisiaj w oczy rzucił mi się też ten oto kwiatek - z serii cudów, które można wyhodować w krakowskim smogu - melon :)


A to za to Wojtkowy pomysł - dąbek ;)


Żeby nie było, że ogród typowo warzywno-owocowy - znalazł się też w nim ogórecznik :)


... a na końcu potencjalny pożeracz mszyc, którego udało mi się dzisiaj upolować w mieszkaniu. Mszyce zajadają się moją miętą czekoladową (ogólnie rzecz biorąc to podobno w tym roku szkodników jest cała masa). Oprócz biedronki walczę z przędziorkami i mszycami tradycyjnie - opryskami z coli ;)


I to tyle, jeżeli chodzi o sprawy ogródkowe. Idę zająć się drugim blogiem, nareszcie ;)

1 komentarz: