Ale nie musimy łazić na wykłady. Czyli wakacje!
Ostatni czas spędzam pod dość dziwnie brzmiącym znakiem pierwszych razy.
Wczoraj pierwszy raz spróbowałam górskiego biegu. Cholera! Myślałam, że będzie lżej ;) Nie byłam jednak dla siebie łaskawa wybierając trasę Straconka -> Groniczki ->Przegibek. Miało to być jednak wyjście kompromisowe - ja biegam, a moja druga połowa szuka grzybów :). Tam jest jednak trochę stromo. ZA stromo jak dla debiutanta. Wolę jednak kurdwanowskie górki :D
Z widokiem oczywiście na ukochane Skrzyczne :) |
Sporo potu wyleję, zanim coś z tego mojego górskiego biegania wyjdzie, ale tak to już jest - jakby wszystko szło gładko, nie chciałoby się o to walczyć ;)
Kolejny pierwszy raz ma miejsce dzisiaj. Otóż, rozpoczęłam naukę języka norweskiego! Biorąc pod uwagę, ilu języków zaczynałam się już w swoim życiu uczyć (hiszpański, fiński (porywałam się z motyką na księżyc!), szwedzki, niemiecki, nawet irlandzki!) podchodzę do tego trochę z dystansem :P Faktem jest, że jeśli już umiem te parę języków, pewnie pójdzie mi lepiej, a przy studiach filologicznych reguły gramatyczne i te najróżniejsze nazwy nie stanowią problemu. A poza tym, gramatyka norweskiego jest prosta. Podobno :D Tak czy siak, na jesień planuję zapisać się na kurs.
A więc do dzieła... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz