niedziela, 4 stycznia 2015

1200 aktywnych zeszłorocznych kilometrów

A więc, rok 2014 dobiega końca... Coś się kończy, coś się zaczyna, a to sprzyja podsumowaniom. A więc, temu rokowi też się należy.

Najpierw przyjrzyjmy się górom. Nie ma się co oszukiwać, tegoroczna aura nie sprzyjała tego typu aktywności. Na szczęście, patrząc wstecz stwierdzam, że nie było tak źle. Odwiedziłam dużo, wymarzonych wcześniej miejsc w Tatrach, bywaliśmy w górach Słowackich, w Beskidach, no i zaliczyliśmy bibę forumową. Przywiozłam sporo fajnych wspomnień i zdjęć. Odpuściłam w tym roku jednak tatrzański wolontariat, przez co kilometrów w górach wyszło sporo mniej, ale za to... po raz pierwszy odwiedziliśmy Góry Skandynawskie, co było jednym z moich największych marzeń.
Łącznie w tym roku pokonałam 708 górskich kilometrów.

A teraz coś o bieganiu. W tym roku postanowiłam wziąć się za siebie, swoje bieganie i przestać się lenić. Niestety, zaczęło się to dopiero od połowy kwietnia :) Przez cały styczeń, luty i marzec wyszłam pobiegać zaledwie z 3 razy. Trochę wstyd, biorąc pod uwagę, że w tym roku praktycznie nie było zimy.
Potem było już jednak trochę lepiej. Wiosna była bardzo owocna pod względem biegowym, trochę gorzej w lecie, bo jakoś nie potrafiłam sobie poradzić z bieganiem w skwarze. Potem z małą przerwą urlopową udało się dobiegać aż do grudnia. I mam nadzieję, że zaprzyjaźnię się z miejską zimą podczas biegania :) Póki co widzę u siebie spadek niechęci do brzydkiej i zimnej pogody. Myślę, że to zasługa biegania. Chociaż prawdziwe mrozy i plucha jeszcze przede mną ;)
Ten rok kończę z 511 przebiegniętymi kilometrami na liczniku.

W przyszłym roku życzyłabym sobie stabilnej pogody w lecie, postępów w zaprzyjaźnianiu się z liną i ekspozycją w Tatrach, a jeśli chodzi o bieganie, to motywacji podczas zimowych i letnich przebieżek. Do tego przebiegnięcia w końcu półmaratonu - na rozgrzewkę zapisałam się na 10km przy Półmaratonie Marzanny. Zapowiada się więc w końcu mój debiut w zawodach :)



Byle do przodu! :)

5 komentarzy:

  1. Tuptaj tuptaj :) Ja wracam do biegania po kontuzji stóp. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Tobie też życzę powodzenia i przyjemnych biegów! :)

      Usuń
  2. Przy bieganiu jednak łatwiej śledzić zmiany i progres w wydolności organizmu. W górach właściwie czasem nie wiadomo czy to organizm jest bardziej wydolny przy dłuższych dystansach, czy człowiek mentalnie przyzwyczaił się do pewnych obciążeń i inaczej reaguje na zmęczenie. Po górach chodzę z gpsem od paru lat; przebieg kilometrów i średnia długość tras co roku mi się podnoszą, ale właściwie różnic w średnich prędkościach na szlaku nie zauważam. Natomiast niejako efektem ubocznym łażenia bez względu na porę roku jest brak poważniejszych infekcji, przeziębień... grypę ostatnio przechodziłem 4 lata temu :) Życzę wytrwałości w bieganiu w nowym roku - mnie by się tak po płaskim terenie zaiwaniać nie chciało :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że w górach do pewnego etapu pracuje się nad kondycją, która po osiągnięciu wystarczającego poziomu (czyli moim zdaniem podchodzenia w równym tempie pod górę bez zatrzymywania się na złapanie oddechu) już się nie poprawia, stąd pewnie ten brak różnic. Z resztą, nie ma po co - jeśli oczywiście chcemy chodzić, a nie biegać po górach :)
      Z odpornością u mnie nie jest niestety już tak dobrze. Kobitki chyba jednak są bardziej kruche ;)
      Dzięki w każdym bądź razie :) Na moim osiedlu na szczęście mam sporo górek, więc nie jest tak nudno :)

      Usuń
  3. W górach nie ma po co się śpieszyć, ale chcąc zrobić jakąś ciekawą pętlę czasami nie ma wyjścia :) Swoją drogą czytałem kiedyś relację z 'przejścia' ganią Tatr Zachodnich w czasie poniżej 14 godzin - pod względem odległości trasa do zrobienia, ale ilość podejść do pokonania w jeden dzień (ponad 5tys) to dla mnie totalna abstrakcja. Wychodzi jednak na to, że dla chcącego nic trudnego ;)

    OdpowiedzUsuń