Świętowanie raczej po cichu, a co do prezentu - myślę, że największy zrobiłam sobie sama ( a właściwie to zrobił mi Narzeczonek, podejmując męską decyzję) spędzając tydzień w mojej wymarzonej Norwegii. Ten wyjazd wyszedł nam myślę wyjątkowo na dobre, pomijając już aspekty norweskie, nabraliśmy dystansu chociażby do Tatr - za dużo tam rywalizacji, ciągłego udowadniania sobie, kto jest lepszy, za dużo ambicji. Nie lepiej... na spokojnie? :)
Norwegowie zainspirowali mnie do tego, żeby być milszym, częściej się uśmiechać, nie patrzeć na ludzi spod byka, polskim zwyczajem - jakoś za dużo w nas, Polakach, nieżyczliwości. Dlaczego? No i po co?
Na zdjęciu jedno ze spełnionych marzeń. Co prawda dotarcie tam wisiało na włosku - nie będę jednak pisać nic więcej, relacja z wyjazdu w swoim czasie pojawi się na naszym górskim blogu :) Póki co delektuję się zdjęciami, przypominając sobie to i owo.
A w piątek wracam znowu do norweskiego :)
Czekam na obszerniejszą foto-relację.. I tak po cichu marzę żeby kolejny raz się z wani zabrać:)
OdpowiedzUsuńKto wie, kto wie... :) Póki co na fotorelację zapraszam na Kurdwanów :)
UsuńWszystkiego najlepszego, moja Narzeczonko:-)
OdpowiedzUsuńIm dłużej do Ciebie zaglądam, tym bardziej nie mogę się nadziwić, jak sporo rzeczy nas łączy :D
OdpowiedzUsuńWyprawa- marzenie, jak ta do Irlandii :) No i zdjęcie...super :D
Właśnie, właśnie...wszystkiego najwspanialszego, słońca nad głową i szczytów pod nogami :)
Dziękuję bardzo Justynko :) Mam nadzieję, że kiedyś uda nam się porozmawiać przy kawie - o Irlandii, Norwegii, czy tam po prostu :)
Usuńjakże i ja bym chciała! :)
Usuń