Wrzesień. Pierwsze chłodne dni, oddech po sierpniowych upałach. Nareszcie! Tak jak podejrzewałam, wrzesień sprawił, że biegowo odżyłam. Oj, działo się!
We wrześniu udało mi się wrócić do 4 treningów tygodniowo, w rezultacie czego przebiegłam 162 km. To najwięcej od marca, czyli od treningu maratońskiego. Mój organizm dość szybko przyzwyczaił się do takiej objętości. Jak widać jeszcze pamięta przedmaratońskie tłuczenie kilometrów :)
Jeśli chodzi o wrześniowe treningi, to były to przeważnie jeden długi (1,5h), WT (z reguły interwały), jeden spokojny 10 km i ostatnim okazywał się start w zawodach. Moim ulubionym dniem w dalszym ciągu pozostaje WT, lubię się zmęczyć, a poza tym to właśnie na WT najwyraźniej widzę postępy.
Na początku miesiąca postanowiłam zrobić sobie też mały test na 5 km - na zawodach na tym dystansie nie udało mi się jeszcze dobrze pobiec, a chciałam wiedzieć, jak szybko dam radę przebiec piątkę. Udało się zgodnie z zamierzeniami, ze średnim tempem 4:54 min/km :)
Tym sposobem nowy rekord na piątkę pociągnął mój level up, jeśli chodzi o prędkości akcentów. Nagle okazało się, że kilometrówki powinnam biegać nie z tempem 4:52, ale 4:46. Spory przeskok. Na szczęście "nie dam rady" siedziało tylko w głowie, a w rezultacie w ostatni czwartek przebiegłam kilometrówki nawet nieco szybciej, bo w okolicach 4:41, żeby na ostatniej przyspieszyć do 4:32. Wszystko przez to, że myślałam, że garmin się przyciął, toteż pierwszy przebiegłam szybciej, a potem już jakoś poszło :) Przy okazji zrobiłam sobie nieoficjalną, treningową życiówkę na dyszkę - 50:57! A rok temu niemal nadludzkim wysiłkiem było dla mnie tempo 5:00 min/km....
Nic tak nie cieszy jak rezultaty treningu. WT robię regularnie od maja z małą sierpniową przerwą. Taki trening, z odpowiednio dobranymi prędkościami polecam każdemu :)
Tyle, jeśli chodzi o treningi. We wrześniu miałam jeszcze okazję wziąć udział w trzech imprezach biegowych. W Życiowej Dziesiątce, która nie skończyła się dla mnie zbyt szczęśliwie, tydzień później w drużynowym 4Rest Run, który poszedł mi z kolei bardzo dobrze i w Biegu na Zakrzówek, który pobiegłam treningowo. Relacje z zawodów już się piszą :)
Jedną różnicą, o której warto wspomnieć jest jeszcze zmiana diety. Ja, czekoladożerca, rzuciłam słodycze! Sama w to nie wierzę :) I co najlepsze, jakoś mi ich nie brakuje. Oczywiście nie popadam w paranoję i jak najdzie mnie ochota, to zjem coś słodkiego, ale nie jest to już cała czekolada zjedzona w przeciągu 3 minut. Zdrowe żarłeko też jest dobre :) I cola też przestała mi smakować!
A jakie plany na październik?
Jeśli chodzi o starty, to jutrzejszy Bieg Trzech Kopców, który nie mam pojęcia jak pobiec, ale uwielbiam ten bieg i bez względu na wynik wbiegnę na metę z bananem na twarzy :) Za dwa tygodnie czeka mnie Półmaraton Królewski, na który chyba mam już pomysł... A w ostatni weekend października Bieg o Złotą Szyszkę, czyli w końcu góry. Mam nadzieję, że moje prawe kolano jest już na to gotowe :)
A treningowo... Najlepiej nic nie zmieniać, skoro działa to, co robię :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz