sobota, 30 września 2017

Biegowy wrzesień 2017

Wrzesień. Pierwsze chłodne dni, oddech po sierpniowych upałach. Nareszcie! Tak jak podejrzewałam, wrzesień sprawił, że biegowo odżyłam. Oj, działo się!



We wrześniu udało mi się wrócić do 4 treningów tygodniowo, w rezultacie czego przebiegłam 162 km. To najwięcej od marca, czyli od treningu maratońskiego. Mój organizm dość szybko przyzwyczaił się do takiej objętości. Jak widać jeszcze pamięta przedmaratońskie tłuczenie kilometrów :)

Jeśli chodzi o wrześniowe treningi, to były to przeważnie jeden długi (1,5h), WT (z reguły interwały), jeden spokojny 10 km i ostatnim okazywał się start w zawodach. Moim ulubionym dniem w dalszym ciągu pozostaje WT, lubię się zmęczyć, a poza tym to właśnie na WT najwyraźniej widzę postępy. 

Na początku miesiąca postanowiłam zrobić sobie też mały test na 5 km - na zawodach na tym dystansie nie udało mi się jeszcze dobrze pobiec, a chciałam wiedzieć, jak szybko dam radę przebiec piątkę. Udało się zgodnie z zamierzeniami, ze średnim tempem 4:54 min/km :)


Tym sposobem nowy rekord na piątkę pociągnął mój level up, jeśli chodzi o prędkości akcentów. Nagle okazało się, że kilometrówki powinnam biegać nie z tempem 4:52, ale 4:46. Spory przeskok. Na szczęście "nie dam rady" siedziało tylko w głowie, a w rezultacie w ostatni czwartek przebiegłam kilometrówki nawet nieco szybciej, bo w okolicach 4:41, żeby na ostatniej przyspieszyć do 4:32.  Wszystko przez to, że myślałam, że garmin się przyciął, toteż pierwszy przebiegłam szybciej, a potem już jakoś poszło :)  Przy okazji zrobiłam sobie nieoficjalną, treningową życiówkę na dyszkę - 50:57! A rok temu niemal nadludzkim wysiłkiem było dla mnie tempo 5:00 min/km....


Nic tak nie cieszy jak rezultaty treningu. WT robię regularnie od maja z małą sierpniową przerwą. Taki trening, z odpowiednio dobranymi prędkościami polecam każdemu :)

Tyle, jeśli chodzi o treningi. We wrześniu miałam jeszcze okazję wziąć udział w trzech imprezach biegowych. W Życiowej Dziesiątce, która nie skończyła się  dla mnie zbyt szczęśliwie, tydzień później w drużynowym 4Rest Run, który poszedł mi z kolei bardzo dobrze i w Biegu na Zakrzówek, który pobiegłam treningowo. Relacje z zawodów już się piszą :)


Jedną różnicą, o której warto wspomnieć jest jeszcze zmiana diety. Ja, czekoladożerca, rzuciłam słodycze! Sama w to nie wierzę :) I co najlepsze, jakoś mi ich nie brakuje. Oczywiście nie popadam w paranoję i jak najdzie mnie ochota, to zjem coś słodkiego, ale nie jest to już cała czekolada zjedzona w przeciągu 3 minut. Zdrowe żarłeko też jest dobre :) I cola też przestała mi smakować!

A jakie plany na październik?

Jeśli chodzi o starty, to jutrzejszy Bieg Trzech Kopców, który nie mam pojęcia jak pobiec, ale uwielbiam ten bieg i bez względu na wynik wbiegnę na metę z bananem na twarzy :) Za dwa tygodnie czeka mnie Półmaraton Królewski, na który chyba mam już pomysł... A w ostatni weekend października Bieg o Złotą Szyszkę, czyli w końcu góry. Mam nadzieję, że moje prawe kolano jest już na to gotowe :)

A treningowo... Najlepiej nic nie zmieniać, skoro działa to, co robię :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz