Dzień po biegu w Oświęcimiu jechaliśmy z Wojtkiem na kolejny bieg, tym razem do Bukowna. Przejeżdżaliśmy przez nieco nietypowe dla nas krajobrazy, minęliśmy Olkusz - wszędzie las :) Na samą myśl, że mam wypluwać płuca przez 5 kilometrów trochę mnie osłabiała. Dzień wcześniej zawody dały mi mocno w kość, a temperatura była w okolicach 30 stopni.
Na miejscu okazało się, że na te zawody zjechało się chyba z pół krakowskiego światka biegowego :) Byli też zawodnicy spoza Europy, zachęceni z pewnością wysokimi nagrodami pieniężnymi. Wojtek przygotowywał się do dyszki, ja do piątki. Ależ się cieszyłam, że nie muszę biec 10 kilometrów. W takim skwarze w miarę dobre samopoczucie potrafię utrzymać tylko do 20-paru minut. Później jest tylko gotowanie się i zdychanie :)
Nie wiedziałam zbyt dużo o trasie. Wojtek na rozgrzewce zrobił małe rozeznanie i wspominał coś o kawałku leśnym duktem. Czyli zapewne nie będzie ścigania. Nawet i lepiej.
Start obu dystansów był o 17:00. Ludzie jak to zazwyczaj bywa, bardzo wyrwali. Ja też biegłam z początku trochę za szybko. Planowałam tym razem biec zapobiegawczo, w okolicach 5:20. Podziwiać okolicę i cieszyć się startem. W praktyce wyszło trochę szybciej, ale biegło mi się dobrze. Na podbiegu na 2. kilometrze zaczęłam już wyprzedzać ludzi. Potem faktycznie wbiegliśmy do lasu i nawierzchnia zrobiła się trochę gorsza. A za lasem był kolejny las, a za nim taka baardzo długa prosta po szutrowej drodze. Cała skąpana w słońcu. Do tego ciężko było wyprzedzać ludzi, bo wiązało się to z biegnięciem po drobnych kamyczkach. Łykałam po jednym, a potem stwierdziłam, że czas przykleić się do czyichś pleców i utrzymać to tempo :)
Trochę mnie ten odcinek wymęczył. Na szczęście za nim był zbieg leśną drogą, a potem wybiegłam na długą, prostą drogę, na końcu której widziałam metę. Coś jak na Błoniach. Meta, no to przyspieszam! Przyspieszyłam, tempo poniżej min/km. A tu zegarek zrobił mi psikus i dopiero odpikał 4-ty kilometr. No to się teraz męcz kobito :) Ale powiedziałam sobie, że nie ma opcji, dam radę utrzymać to tempo! Dyszałam, sapałam i wyprzedzałam biegnących na dyszkę. Meta jakoś tak wolno się przybliżała. Ale w końcu do niej dotarłam. Ostatni kilometr tempo 4:49 min/km. Mój najszybszy kilometr w biegu ulicznym :)
Na metę dotarłam z oficjalnym czasem 25:56. Garmin pokazał, że 5-kę pokonałam w czasie 25:36. Jak na nieprostą trasę i upał, to bardzo fajny wynik. Zajęłam 8 miejsce na 39 kobiet.
Biegiem w Bukownie zakończyliśmy wiosenny okres startów. Ten ostatni dał mi wiarę w to, że jak nadal będę pracować nad prędkością (i upał nieco zelży...), to będę jeszcze biegać szybko. Co więcej, spodobały mi się te piątki... :)
Medal me gusta :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz