Nareszcie! Kończą się długie, mroczne wieczory i ponure poranki. Powoli zbliża się wiosna. Nie, żebym nie lubiła zimy, wręcz przeciwnie - ale zima skończyła się mniej więcej w styczniu. Teraz czekam więc już tylko na wiosnę.
Wiosna dla mnie najpiękniejszy czas do biegania. Temperatury są przyjemne, dni coraz dłuższe, a na zewnątrz pachnie przyrodą budzącą się do życia, wszystko zaczyna się zielenić... Chce się żyć! Uważam, że wiosna to najlepszy czas, żeby zacząć przygodę z bieganiem. Najbardziej "motywujący" czas - 3/4 tych, którzy tak zacięcie zaczynali biegać w pierwszych dniach nowego roku pewnie odłożyło dwa tygodnie później biegowe do na półkę. Nie dziwię się. A na wiosnę buty same wskakują na nogi... I chce się biegać :)
W tą niedzielę miałam okazję wybrać się na pierwszą prawdziwą, wiosenną przebieżkę. Gdzie? Oczywiście w Dolinki Podkrakowskie. Trasa można powiedzieć "standardowa" - czyli Dolina Kobylańska i Będkowska.
![]() |
Endomondo szaleje - różnica wzniesień tak bardzo... |
Miało być ostrożnie (nie ufam nadal mojej nodze), a przy okazji nieco dłużej. Wyszło 14 km, ale za to w trudnym i ciekawym terenie :)
Zielono co prawda jeszcze nie było, ale ptaki donośnie zapowiadały, co się szykuje :)
![]() |
Las Karniowski |
![]() |
Z Bębła do Doliny Będkowskiej |
![]() |
Łabajowa |
Dolina Będkowska jest wręcz wymarzona do biegania. Przyjemna ścieżka w lesie i do tego ludzi jak na lekarstwo. Biegaczy żadnych - gdzie oni się podziewają?
Hmm... Może nie każdy lubi kąpiele błotne :) Prawdziwe błotko było jednak tylko momentami i nie było jakoś mocno kłopotliwe.
Na błocie doceniłam moje terenówki - chyba powoli zaczynam się z nimi lubić ;) Nie chcę wiedzieć, jak wyglądałyby moje asfaltówki po takim biegu.
Po przyjemnej Dolinie Będkowskiej musiałam znowu wybiec w okolice Skalnego Raju. Hm, bieg przeplatałam z marszem. Dopiero w domu zobaczyłam, że na odcinku ok 1 km było tak 80 metrów przewyższenia. No cóż, sporo wody w Wiśle upłynie zanim będę w stanie w miarę gładko wbiec na tamte górki :)
Dalej już tylko w dół, do Doliny Kobylańskiej. Na zegarku wybiło 14 - byłam całkiem zadowolona. Lubię tą trasę i polecam wszystkim, którzy lubią się nieco pomęczyć na podbiegach. I przy okazji cieszyć się pięknymi widokami.
A w nagrodę czekało mnie najlepsze z najlepszych - ognicho przygotowane przez Wojtka!
Na deser jeszcze wspinaczka, ale o tym nie będę pisać, bo to post biegowy ;)
Trochę poprawiły się u mnie nastroje urazowe. Ból praktycznie całkowicie minął. Na pewno jednak nie na zawsze, więc już działam w tym kierunku, żeby go w przyszłości wykluczyć.
Za 2 tygodnie Półmaraton Żywiecki. Póki co jestem pozytywnie nastawiona, do startu będę bardzo ostrożna z bieganiem. No i mam nadzieję, że mnie po nim znowu nie pokręci :)
Oj pięknie w tej Dolinie Będkowskiej, aż się dziwię, że mnie jeszcze tam nie było. Muszę się tam koniecznie wybrać w któryś weekend, ale jak już trochę wszystko przeschnie, bo za błotem nie przepadam :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia w Żywcu! :)