Ta brzydka, deszczowa, zimna i ciemna jesień zaczęła się w tym roku wyjątkowo wcześnie. Praktycznie cały październik był zimny i mokry. A tu jeszcze listopad i grudzień - coraz wcześniej robi się ciemno, coraz częściej pogoda zniechęca do wystawienia nosa na zewnątrz. I jak tu biegać?
Ciemność, żółte światłą latarni - chleb powszedni biegacza zimą. |
Nie ukrywam, w tym roku też przez jakiś czas dręczyła mnie niechęć i trafił się jesienny dołek. Zawsze uwielbiałam jesień, a tym razem miałam jej dość bardzo szybko. Sporo z październikowych i listopadowych treningów miałam ochotę zakończyć ledwo co wybiegając z domu. A biegam przecież dla przyjemności. Ale co to za przyjemność biegać w takiej ciemnicy i dupówie? ;) Jednak po przeanalizowaniu mojego samopoczucia zawsze stwierdzałam, że będzie jeszcze gorze, jak odpuszczę bieganie. Tak już jakoś jest - podobno trudniej jest przestać biegać niż zacząć. Chyba się zgadzam ;)
Z perspektywy czasu myślę, że jesienny spadek motywacji do biegania nie jest niczym dziwnym. I trzeba to jakoś przetrwać. Bieganie po ciemku, po mokrych chodnikach, w krakowskich realiach nieraz ze świadomością zanieczyszczonego powietrza nie zawsze jest przyjemnością. Sama czasami mówię, że endorfiny zostają wtedy w domu, pod ciepłą kołdrą ;)
Ale ten kryzys już minął. Znowu chce mi się biegać! I pal licho, że ciemno. Co mi pomogło?
Przede wszystkim... Krótki odpoczynek od biegania. Znalazłam taką lukę w moim biegowym kalendarzu, kiedy postanowiłam sobie zrobić krótką labę. Ta świadomość, że nie muszę nigdzie wieczorem iść przez jakiś czas była dla mnie zbawienna. Oczywiście uzależniona od szybszego bicia serca musiałam znaleźć sobie jakieś zastępcze zajęcie. Wzięłam się więc za ABS, ćwiczenia na uda i pośladki, trochę stabilizacji... Czyli korzyści zapewne większe od treningu biegowego robionego na siłę.
W ten sposób odczuwalnie wzmocniłam już mięśnie brzucha (a właściwie dowiedziałam się, że jakieś mam ;) ), bo ABS robię nadal. Do treningów wróciłam z nową energią. Nasypało trochę śniegu, więc miałam dodatkową zachętę do biegania. A poza tym na horyzoncie pojawiły się zawody, jedne i drugie. Które nie ukrywam - też w tym okresie mogą być motywacją do wyjścia na trening.
Mimo wszystko, nadal wychodząc po pracy pobiegać wybieram raczej te lepiej oświetlone ulice. Te mroczne omijam szerokim łukiem. Niech żyje jasność ;) Zabieram też ze sobą ulubioną muzykę, żeby oddzielić się od tego ponurego świata. A weekendy organizuję sobie tak, żeby był czas na bieganie w dzień.
W styczniu dzień zacznie się wydłużać. A więc idzie ku lepszemu :) A najlepszą nagrodą za treningi w niesprzyjających warunkach są postępy. Ja je u siebie widzę. Daje mi to jeszcze większą motywację do dalszej pracy. A gdybym odpuściła całkowicie... Zamiast postępów mogłabym zaobserwować co najwyżej spadek formy.
Podsumowując - jesienna chandra niestety nie omija nas, biegaczy. Niechęć do biegania w tym okresie jest czymś zupełnie normalnym. Każdy musi znaleźć swoje remedium na ten ciężki czas. Dla jednych jest to czas roztrenowania. Dla drugich początek przygotowań do wiosennych startów. Warto jednak pamiętać, że treningi wykonane w paskudnej pogodzie na jesień/zimą zaprocentują na wiosnę. I do biegania w taki czas jak najbardziej zachęcam :) A jeśli chodzi o pogodę... Zacytuję norweskie powiedzenie: nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania ;) O ubiorze biegaczki w mroźne dni napiszę więcej w kolejnym wpisie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz