piątek, 2 września 2016

Biegowe wakacje 2016

Na blogu od dłuższego czasu cisza... Czas więc ją przełamać. Nie robiłam lipcowego podsumowania - troszkę celowo, a więc czas na zbiorowe podsumowanie mojego biegania w lipcu i sierpniu.

Mini-bieganko w Oslo, Vigelandsparken :)
Ten rok jest dla mnie bardzo niełaskawy, jeśli chodzi o bieganie - los co chwilę rzuca mi kłody pod nogi i co jakiś czas pojawia się COŚ, co w jakiś sposób ogranicza moje treningi. To paskudnie demotywujące. Przez te 2 miesiące wiele razy przeszło mi przez głowę, żeby odwiesić buty biegowe na kołek i walnąć tym wszystkim... Ale potem zawsze jakoś dochodziłam do wniosku, że bez aktywności nie da rady i że jakkolwiek kiepsko by mi szło, to i tak będę biegać. 

Lipiec i sierpień były dla mnie jednak bardzo nietypowymi miesiącami, więc udało mi się przez te 2 miesiące przebiec zaledwie 100 km. Aktywności mi jednak nie brakowało, wakacje obfitowały w spacery, ćwiczenia, itp.


W lipcu i sierpniu wychodziłam raczej na bardzo łagodne treningi. Na początku lipca w górach rozwaliłam sobie pachwinę na tyle, że nie mogłam podnosić nogi ;) Najpierw próbowałam udawać, że nic mi nie jest i po 2 dniach wyszłam na bieganko, ale noga szybko sama się dopomniała, że nie tędy droga. Stąd po przerwie bieganie było bardzo wolne i z unikaniem górek ;) Bieganie wolno to też jest wyzwanie - szczególnie jak wyprzedza się przechodniów i wydaje Ci się, że poruszasz się niewiele szybciej od nich ;)

Musiałam sobie więc czymś odbić i wpadłam w fazę ćwiczeń. Wszelakich. Przekonałam się do przysiadów. I przekonywałabym się dalej, gdyby nie wyjazd na wakacje. Klasyka - Norwegia na stopa. Z biegania prawie nic, parę razy coś tam przetruchtaliśmy, żeby mieć fajny zapis GPS-a :) Raz też wybraliśmy się na trening z Norwegiem. Krótki trening w górach. Szkoda, że nie miałam pulsometru, bo na pewno miałabym nowy HR Max ;) Przynajmniej już wiem, co to znaczy po norwesku å være i god form. Dodam jeszcze, że na ten trening poszliśmy z 65-latkiem, którego troszkę młodsza żona jakiś czas temu wyciągnęła 41 minut na dyszkę. Jest się czym inspirować :)

Krótka rundka w Geiranger
Wakacje jednak dobiegły końca, a ja wróciłam przed komputer. Na szczęście po aktywnym urlopie z moją kondycją jest lepiej. Doszłam więc do pewnej konkluzji...

Przez ten czas jednak bacznie obserwowałam od czego i gdzie łapię obciążenia i co mi najbardziej szkodzi. Zauważyłam, że dobrze czułam się będąc przez 2 tygodnie na delegacji w Gdańsku z codziennymi, wielokilometrowymi spacerami, jak i w Norwegii, chodząc przez 11 dni z ciężkim plecakiem i śpiąc w namiocie. Nic nie bolało. Fatalnie za to czuję się jeżdżąc codziennie do pracy z łącznym dwugodzinnym dojazdem, gdzie spędzam ponad 10 godzin łącznie w pozycji siedzącej. 

A więc siedzenie to największe zło ;) Plan na wrzesień mam więc następujący: siedzenie tylko w pracy, w domu minimalnie, codzienna dawka aktywności. Oczywiście nie będzie to codzienne bieganie. Ale cokolwiek, spacer, basen. Bycie w ruchu. W sytuacji idealnej byłby to półgodzinny spacer do pracy i z pracy. Póki co jednak się na to nie zapowiada ;) Ale kto wie!

Tęskni mi się też trochę za zawodami. Na kolejne jednak muszę zaczekać jeszcze miesiąc. Albo i więcej. Nie liczę na życiówki, bo niby z czego by one miały się wziąć... Ale samo pokonanie dystansu np. półmaratonu będzie dla mnie ogromną radością. Już nie mogę się doczekać :)
A tymczasem... Lecę pobiegać :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz